Amsterdam. Port wielki jak świat
Amsterdam to drugi po Rotterdamie największy port holenderski. To też niesamowite miasto, położone częściowo poniżej poziomu morza i poprzecinane siecią kanałów. O swoim pierwszym, studenckim jeszcze, city breaku w Amsterdamie opowiada nasza Dominika. Zapraszamy do lektury!
Ze specjalną nutą w słuchawkach
„Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam” tak śpiewała Katarzyna Groniec. Odkąd usłyszałam tą piosenkę marzyło mi się, żeby przechadzać się ulicami tego miasta z tą nutą na słuchawkach. I udało się!
Setki, tysiące rowerów!
Pierwszą rzeczą, którą pamiętam z mojej wycieczki do Amsterdamu jest moment, w którym z walizką wpakowałam się na drogę rowerową. Byłam zapatrzona w telefon, gdyż szukałam drogi do hotelu. Dźwięk wściekłych dzwonków rowerowych uświadomił mi, że to nie jest najlepsze miejsce na postój. Była zaledwie 10:00, a rowery śmigały z jednej i drugiej strony, jak samochody w godzinach szczytu w centrum Poznania. Już przed wyjazdem wiedziałam, że mogę spodziewać się tylu pojazdów dwukołowych, ale jednak czytać o tym, a zobaczyć to na żywo to zdecydowanie nie to samo! W drodze do hotelu mijaliśmy setki rowerów zaparkowanych jeden przy drugim. Pomyślałam wtedy, że w życiu nie odnalazłabym swojego po wyjściu z pracy, gdyż zdarza mi się zaparkować samochód w centrum handlowym i szukać go później przez 30 minut 😉
Po odnalezieniu hotelu (a była to wąska kamieniczka blisko centrum), otworzyłam drzwi i zobaczyłam strasznie wąskie schody, których końca nie było widać. Już wtedy wiedziałam, że trzeba było spakować się w plecak 😉
Obowiązkowe punkty na liście
Pierwszy spacer po Amsterdamie był niesamowity! Głowa latała mi w lewo, w prawo, górę i dół, wszędzie było coś ciekawego. Amsterdam nazywany jest Wenecją Północy i widać to na każdym kroku. Jest tutaj przecież ponad 160 kanałów o łącznej długości ok. 100 km. No i koniecznie trzeba się wybrać na wycieczkę stateczkiem po kanałach!
Kolejnym obowiązkowym punktem na mojej liście była wizyta w Rijksmuseum. Widziałam słynne słoneczniki Van Gogha oraz Straż Nocną Rembrandta, ale też obrazy Vermeera, Boscha i wiele innych, o których uczyłam się na Historii Architektury i Sztuki w ramach studiów. Jest to naprawdę poruszająca przygoda i polecam każdemu kto będzie w Amsterdamie! A bilety najlepiej kupić online, żeby uniknąć kolejek.
I AMsterdam
Konieczne też było zrobienie sobie zdjęcia w parku obok muzeum, przy napisie I AMsterdam. Napis niestety zniknął w 2018 roku, dlatego też bardzo się cieszę, że miałam okazję zrobić tą pamiątkową fotkę.
Byłam też oczywiście na placu Dam, który zawsze był moim punktem orientacyjnym. W jednym z budynków odbywała się wtedy wystawa World Press Photo, którą co roku odwiedzam w Poznaniu.Tutaj też znajduje się muzeum Madame Tussaud, przed którym stały duże kolejki. Obfotografowałam z każdej strony również Pałac Królewski, którego nie można przeoczyć będąc na placu.
Zobacz też:
Domki na wodzie i coffee shopy
Przechadzałam się słynną dzielnicą Jordaan, gdzie zajrzeć można do dobrych kawiarni oraz restauracji. Zjadłam tam słynne frytki (koniecznie z majonezem!) oraz przesłodkie, ale jakże pyszne stroopwafle. Widziałam też domki na wodzie, które stały na kanałach. To świetne rozwiązanie w położonym poniżej poziomu morza Amsterdamie. Choć nie wiem czy akurat dla mnie, bo ostatni pobyt na stateczku nie skończył się za dobrze 😉
Oczywiście nie dało się nie poczuć wszędzie unoszącego się zapachu z coffee shopów, które można spotkać na każdym rogu. Ja odwiedziłam akurat The Baba Coffeeshop, pełne czekoladowych ciastek z THC 😉
Witryny sklepowe pełne kosmitów
Moją uwagę zwróciły też witryny sklepowe. Może to taki czas, ale dużo było motywów z … kosmitami. Gdybym miała zrobić zdjęcie każdej interesującej wystawie, to zabrakłoby mi pamięci w aparacie! Uwielbiam też wąskie tajemnicze uliczki, więc w Amsterdamie miałam RAJ! Na każdym kroku uliczki zachęcały, żeby w nie zajrzeć. Na pewno warto to zrobić, choćby po to, by odkryć bardzo fajne knajpki.
Dzielnica Czerwonych Latarni – kontrowersyjna atrakcja
Ostatnim punktem, o którym wspomnę była Dzielnica Czerwonych Latarni. Byłam tam za dnia oraz w nocy i… widać różnicę. Za dnia po Die Wallen nie przechadza się aż tyle osób, ale dzięki temu można dobrze przyjrzeć się okolicy. Natomiast w nocy wszystko ożywa, dzielnica rozświetla się kolorami, a zza szyby skąpo ubrane panie (choć nie tylko) prezentują ofertę domów publicznych. Dzielnica Czerwonych Latarni powoli przestaje być atrakcją turystyczną. Miasto walczy z opinią siedziby łatwego seksu i miękkich narkotyków, a niedawno zakazano oprowadzania grup do tej części miasta. Nocą nie powinno się robić tutaj zdjęć, oczywiście uszanowałam tą regułę. Warto jednak przyjść tu osobiście, by wyrobić sobie opinię.
Amsterdam – Port wielki jak świat…
Koniecznie muszę wrócić do Amsterdamu, gdyż nie udało mi się odwiedzić Domu Anny Frank oraz Muzeum Heinekena. Na pewno zostało jeszcze sporo miejsc do odkrycia! Na koniec jeszcze raz zacytuję Katarzynę Groniec „Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam”.
Dominika
P. S. A my serdecznie zapraszamy Was na nasze city breaki w Amsterdamie 🙂