Nie tylko Pantone. Fascynująca historia kolorów
Historia kolorów to historia człowieka. Już od zarania dziejów kolory służyły ludziom do komunikacji, a barwne skojarzenia utrwalały się w różnych kulturach. Od nazwania odcieni otaczającego nas świata, poprzez odkrycie kolorów podstawowych, aż do tworzenia kolejnych barwników – kolor towarzyszy nam na co dzień i pozwala opisywać to, co widzimy. Odczucie koloru to rzecz bardzo osobista. Warunkują ją m.in. nasze naturalne uwarunkowania, jak i środowisko w jakim funkcjonujemy. Dziś, z okazji ogłoszenia Koloru Roku 2025, wybierzemy się w barwną podróż śladem barwników. Zapraszamy do lektury!
Kolor Roku 2025 – Mocha Mousse
Począwszy od 1999 roku, w połowie grudnia, Pantone Color Institute ogłasza “kolor roku”, który ma odzwierciedlać “ducha czasu”. Co roku, wybór ten elektryzuje przedstawicieli różnych branż m.in. modowych, czy związanych z wyposażeniem wnętrz. Co ciekawe, kolor roku wybierany jest znacznie wcześniej. Dwa razy w roku firma PANTONE organizuje sekretne spotkania w jednej z europejskich stolic, na które zaprasza przedstawicieli grup zajmujących się standardami kolorów w różnych krajach. Podczas dwudniowego panelu złożonego z prezentacji i dyskusji, zostaje wybrany kolor przewodni na następny rok. Kolorem Roku 2025 został Mocha Mousse – odcień brązu nawiązujący do barw z palety ziemi, o nutach kawy i czekolady. Barwa o numerze PANTONE 17-1230 ma odzwierciedlać poczucie otulającego nas komfortu, oddanie się przyjemności i zadowoleniu.
„Sekrety Kolorów” – polecamy książkę!
Zainspirowani tym kolorowym świętem, a przede wszystkim fantastyczną książką “Sekrety kolorów”, chcieliśmy dziś przybliżyć Wam kilka barw, których historie w jakiś sposób wiążą się z krajami, do których organizujemy wycieczki. W książce Kassii St. Clair znajdziecie wiele ciekawostek o samych kolorach, a także historie 75 różnych odcieni podzielonych na barwne rozdziały. I choć dawne określenia kolorów nie są tak enigmatyczne jak dzisiejsze nazwy farb (ten kto kiedykolwiek próbował wybrać między np. “Zimą Wikingów”, a “Powabnym Diamentem” na pewno wie, o co chodzi!), to ich historie pokazują, jak zmienia się postrzeganie kolorów na przestrzeni wieków. Wreszcie historia kolorów to nie tylko historia samych barwników, ale też ludzi, mniej i bardziej szczęśliwych splotów okoliczności, a niekiedy nawet politycznych decyzji.
Kolor izabelowy – halka infantki Izabeli
Zacznijmy od bieli, a konkretnie od koloru zwanego izabelowym lub izabelowatym. Ten mało popularny odcień bieli zawdzięcza swą nazwę hiszpańsko-portugalskiej infantce, współwładczyni Niderlandów Hiszpańskich – Izabeli Klarze Eugeni, a w zasadzie dość złośliwej legendzie. Izabela – ulubiona córka swojego ojca, która Filipa II Habsburga, była niezwykle urodziwą damą. Miała porcelanową cerę, szerokie czoło i orzechowe włosy. Jeszcze w dzieciństwie zaręczono ją z kuzynem Rudolfem (późniejszym królem Czech), który jednak po 20 latach wycofał się z małżeńskich obietnic.
W słusznym jak na owe czasy wieku 31 lat, w 1599 roku, w hiszpańskiej Walencji Izabela poślubiła innego kuzyna – Albrechta, namiestnika Niderlandów. Małżeństwo było na tyle udane, że gdy Albrecht wybrał się na podbój Ostendy, Izabela (przekonana, że będzie to szybka akcja), przyrzekła, że nie wypierze bielizny przed jego powrotem do domu. Oblężenie Ostendy trwało trzy lata…
Izabelinem określa się dziś kolor, który ponoć miała halka wiernej żony, choć nie wiemy, czy Albrecht doceniłby ten gest 😉 Wiemy natomiast, że jest to jedynie złośliwa legenda. Skąd ta pewność? Zgodnie ze spisem inwentarza, angielska Królowa Elżbieta I miała w swojej kolekcji rzeczoną halkę w kolorze isabelline na długo przed tym, jak Albrecht wybrał się na wojnę.
Co ciekawe określenie koloru izabelowego / izabelowatego przyjęło się w naukach przyrodniczych. Tak określa się m.in. ubarwienie końskiej sierści czy upierzenia ptaków.
Żółcień chromowa – ulubiony kolor van Gogha
Historia kolorów to również historia malarstwa i to już od czasów pierwotnych. My przenosimy się jednak w XIX wiek, kiedy to latem 1888 roku Vincent van Gogh postanowił namalować cykl “Słoneczniki”. Na jego palecie można było znaleźć żółcień chromową – kolor, który pojawił się na rynku zaledwie na początku wieku. Vincent z entuzjazmem pisał do brata i przyjaciół o planowanych pracach, pełnych wyrazistych żółcieni i nasyconych błękitów, narzekając jednocześnie, że malować może jedynie o poranku, ponieważ “kwiaty szybko więdną i trzeba zrobić wszystko za jednym posiedzeniem”. Ironią losu jest zatem fakt, że żółcień chromowa z czasem brunatnieje, czego nie mógł wiedzieć nasz bohater. Badania przeprowadzone w Amsterdamie wykazały, że kolor, który van Gogh nakładał na płótno znacznie różnił się od tego, który dziś możemy podziwiać na dziełach mistrza.
Czy „Słoneczniki” byłyby jeszcze piękniejsze, gdyby Vincent użył innej farby? Trudno powiedzieć! W XIX wieku niemal wszystkie żółcienie były problemowe – nie schły dobrze, łączyły się z innymi pigmentami, były trujące lub nietrwałe. Dziś jednak nawet nieco “przywiędłe” Słoneczniki robią piorunujące wrażenie. Możecie się o tym przekonać podczas wizyty w Galerii Narodowej, np. na jednym z naszych city breaków w Londynie.
Beżowy – kolor Partenonu i… wszechświata
Beż uważany jest dzisiaj za kolor raczej nudny, stanowiący jednak dobre tło dla bardziej wyrazistych akcentów. Jego nazwa, pochodząca z języka francuskiego, oznaczała początkowo rodzaj tkaniny z niebarwionej owczej wełny.
Za popularyzację beżu w wystroju wnętrz odpowiedzialna jest prawdopodobnie Elsie de Wolfe – amerykańska projektantka wnętrz, która na początku XX wieku dzieliła swoje życie między Nowy Jork a Wersal. To ona, podczas wizyty w Atenach, dosłownie zakochała się w beżu. “To beż! Mój kolor!” miała wykrzyknąć na widok Partenonu. Od tego czasu beżowy pojawiał się w jej projektach niezwykle często. A czy Partenon naprawdę jest beżowy? Wybierzcie się z nami na city break w Atenach i oceńcie sami!
Co więcej – naukowcy, którzy badają wszechświat, odkryli, że ma on kolor beżowy! Jednak pełna zagadek i tajemnic kombinacja ponad 200 tysięcy galaktyk nie mogła być po prostu “beżowa”. Spośród wielu propozycji dla “koloru wszechświata” wybrano zatem nazwę “kosmiczne latte”.
Czerwień wyścigowa – z Paryża do Pekinu
Nie ma chyba nikogo, kto nie kojarzyłby wibrującej czerwieni samochodów Ferrari! Skąd jednak wziął się pomysł na ten właśnie kolor? W 1907 roku niejaki książę Scipione Luigi Mercantonio Francesco Rodolfo ze znamienitego włoskiego rodu Borghese podjął się wyzwania postawionego przez francuski dziennik Le Matin. Brzmiało ono “Kto odważy się pojechać tego lata samochodem z Pekinu do Paryża?”. Nagrodą miała być narodowa duma i skrzynka szampana. Nasz książę nie zastanawiał się długo – skołował furę i ekipę i wyruszył w podróż! Furą była wyprodukowana w Turynie Italia 40-HP, którą pomalowano na kolor “czerwieni maku”.
Licząca 19 tysięcy kilometrów trasa wiodła m.in. wzdłuż Muru Chińskiego, przez Pustynię Gobi i góry Uralu. Nasz bohater był tak pewny siebie, że zrobił nawet “mały objazd” przez Petersburg. Oczywiście kolor karoserii księcia Borghese nie przetrwał tej podróży, nie da się jednak ukryć, że odniósł on pełen sukces! Na pamiątkę tej podróży włoskie samochody wyścigowe malowane są piękną czerwienią, a sztandarowy kolor Ferrari to rosso corsa – czerwień wyścigowa. Zobaczycie go m.in. Muzeum Enzo Ferrari w Modenie, podczas naszych city breaków w Bolonii.
Koszenila – bogactwo z Nowego Świata
Niemal od zarania dziejów czerwień fascynowała ludzkość. Historia kolorów znajdzie wiele przykładów na to, że to barwny symbol krwi, władzy, pożądania i grzechu. Nic więc dziwnego, że czerwone barwniki od zawsze były niezwykle cenne. Jednym ze stosowanych do dzisiaj barwników jest koszenila wytwarzana z maleńkich owadów (czerwców kaktusowych), żyjących na liściach opuncji figowej.
Aztekowie i Inkowie używali koszenili już w II wieku p.n.e., a podległe im ludy musiały składać daninę w czerwonym barwniku. Nic więc dziwnego, że Hiszpanie również połakomili się na cenny pigment. Obok złota i srebra, to koszenila była jednym z najważniejszych towarów przywożonych do Europy z Nowego Świata. Porty w Kadyksie i Sewilli przyjmowały tony czerwonego barwnika, który trafiał dalej na dwory całej Europy, budując potęgę finansową Hiszpanów. Koszenila była tak cenna, że pod koniec XVIII wieku Francuzi próbowali złamać hiszpański monopol, organizując kradzież opuncji i czerwców kaktusowych.
Dziś koszenilę znajdziecie niemal we wszystkim. Jeśli Wasze jedzenie lub kosmetyk ma w składzie tajemniczy barwnik E120, to zawdzięcza swój kolor małym meksykańskim robaczkom.
Mauve – w poszukiwaniu lekarstwa na malarię
Malaria (od włoskich słów mala aria – złe powietrze) była prawdziwym przekleństwem XVIII- i XIX-wiecznej Europy. Chinina – jedyne znane lekarstwo na malarię (sprowadzane z Ameryki Południowej) kosztowała wówczas fortunę. Nic więc dziwnego, że cała rzesza naukowców próbowała wyprodukować syntetyczną chininę. Tą kwestią zainteresował się również niejaki William Henry Perkin – 15-latek z naukowym zacięciem, dodatkowo zachęcany przez nauczyciela.
Młody Londyńczyk z East Endu próbował syntetyzować chininę ze smoły węglowej, jednak bezskutecznie, przynajmniej w kwestii lekarstwa. Na szczęście myjąc zlewki po kolejnym eksperymencie, zauważył ciecz o jasno purpurowym kolorze. Gdy zanurzył w niej kawałek jedwabiu, okazało się, że kolor jest bardzo trwały. I tak w 1838 roku powstał pierwszy syntetyczny barwnik – moweina.
Kolor nazwany malwowym (od francuskiego słowa mauve) spopularyzowała cesarzowa Eugenia – ekstrawagancka żona Napoleona III. Suknie w kolorze malwy nosiła również królowa Wiktoria, a 21-letni Perkin (jak łatwo się domyślić) szybko stał się zamożnym człowiekiem. Wkrótce jednak nastąpił malwowy przesyt i jeszcze pod koniec XIX wieku kolor mauve (który dziś znamy jako fiołkowy) został przypisany starszym paniom.
Warto jednak wiedzieć, że moweina dała początek kolejnym syntetycznym barwnikom – sam Perkin wynalazł ich kilka. Jemu zawdzięczamy również odkrycie kumaryny, która (i tu polski akcent) występuje w turówce wonnej, czyli trawie którą znajdziecie w Żubrówce.
Zobacz też:
Ceruleum – kolor nieba i pokoju
Historia Kolorów Roku Pantone zaczęła się od blado niebieskiego ceruleum, obwołanego “kolorem millenium”. W wielu kulturach błękit powiązany jest z duchowością, pokojem, boskością i nieskończonością. W języku francuskim ceruleum określa się słowami bleu céleste – niebiański błękit. Barwnik ten, pokrewny kobaltowi, pojawił się na rynku w latach 60. XIX wieku, początkowo jedynie w postaci akwareli. Dekadę później pojawiły się farby olejne o bardziej nasyconej barwie. Po ceruleum chętnie sięgał Monet, a także Picasso w swoim “okresie niebieskim”, który stał się symbolem żałoby artysty po śmierci przyjaciela.
Ceruleum zobaczycie też w logo Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jego twórca, Oliver Lundquist, określił ceruleum “przeciwieństwem czerwieni – koloru wojny”.
Grynszpan – kapryśna zieleń z Hiszpanii
Kojarzycie “Portret małżonków Arnolfinich”, na którym bogaty włoski kupiec nieco przypomina pewnego rosyjskiego dyktatora? To dzieło van Eycka zgorszyło mu współczesnych przede wszystkim ze względu na ukazany niebywały zbytek małżonków. Ma o nim świadczyć m.in. suknia pani Arnolfini o dekadenckich rękawach i kolorze soczystej zieleni. W 1434 roku, gdy powstawał portret, zielone barwniki były niezwykle niestabilne i uzyskanie materiału o tak jednolitej barwie musiało kosztować fortunę! Wymagało bowiem przynajmniej dwukrotnego farbowania i prawdopodobnie użycia dwóch różnych barwników, co w Średniowieczu… mogło zostać ukarane grzywną, zakazem wykonywania zawodu oraz wygnaniem!
Aby uwiecznić piękną suknię żony kupca, van Eyck użył farb opartych na grynszpanie, które pokrył warstwami werniksu. Grynszpan był przekleństwem malarzy – mieszał się z innymi farbami, robił się szklisty, blakł i był w zasadzie nieprzewidywalny. O kunszcie van Eycka świadczy fakt, że do dziś podziwiamy wibrujący kolor sukni pani Giovanny.
Co jeszcze warto wiedzieć o grynszpanie? Jego nazwa pochodzi z niemieckiego i oznacza “zieleń hiszpańską”. Z kolei w angielskim i francuskim używano słowa verdigirs – “zieleń z Grecji”. Wszystko zależało od tego, skąd akurat przybył barwnik. Grynszpan to też kolor patyny – dokładnie taki, jaki ma Statua Wolności!
Kolory w rytmie slow
Wybierzcie się kiedyś na spacer (być może podczas naszej wycieczki) i postarajcie się zwrócić uwagę na otaczające Was kolory. Świeżą zieleń drzew, która na wiosnę ma dziesiątki odcieni; neonowe stroje mijających Was rowerzystów; tynki mijanych domów i ostrzeżenia na znakach drogowych. Każdy z tych kolorów ma swoją historię, która bywa fascynująca! A jeśli chcecie wiedzieć, które barwniki są z nami od zarania dziejów, a które powstały stosunkowo niedawno zajrzycie do książki “Sekrety Kolorów” Kassi St Clair. Polecamy!