Miejsca, do których chcemy wracać
Okolice długiego weekendu listopadowego dotychczas były dla nas okresem wzmożonej pracy. W tym roku jednak podróże są utrudnione, więc postanowiłyśmy powspominać. Na pytanie „Do jakiego miejsca najchętniej byś wróciła i dlaczego?” odpowiedziałyśmy specjalnie dla Was 🙂 Znajdziecie tu nasze kierunki i miejsca zupełnie spoza turystycznego szlaku. Bardzo też jesteśmy ciekawe, do jakich miejsc Wy byście wrócili!
Arequipa, moja Señorita (Ewelina)
Każda strona przewodnika obwieszczała, że Arequipa to „białe miasto”. Jednak z czasem nauczyłam się dostrzegać i rozróżniać coraz to nowsze odcienie tejże bieli. Miasto stopniowo odkrywało przed gringo swoje najdziwniejsze karty. Tęsknię za orzeźwiającym koktajlem pisco sour z widokiem na oświetlony centralny plac Plaza de Armas i fasadę katedry z białego kamienia sillar. Z radością wspominam niecodzienny widok na wulkan Misti, idealnie dopełniający krajobraz miasta. Również wesołe parady, ważne demonstracje i strajki, które zawsze dbały o element spontaniczności i skutecznie zmuszały mnie do zmiany uporządkowanego planu dnia. Wciąż pragnę rozwikłać tajemnice skrywane przez Monasterio de Santa Catalina, w samym centrum drugiego co do wielkości miasta Peru. Odgrzebuję w pamięci taneczne ruchy do rozbrzmiewającej zewsząd wesołej muzyki cumbia peruana. Choć wiem, że na tamtym parkiecie disco zawsze będę poniżej przeciętnej. Z rozbawieniem wspominam wykrzykiwane „señorita” przez Peruwiańczyków z dzielnicy Miraflores podczas mojej codziennej przechadzki.
Mi casa es su casa
Pamiętam o strachu, który odczuwałam wysiadając o jeden przystanek dalej niż powinnam. Wracam myślą do niespodziewanych kilkunastosekundowych ruchów skorupy ziemskiej. Także do zuchwałych kradzieży z otwartych okien miejskich autobusów. W końcu do choroby soroche, jaką zafundowało mi na powitanie miasto na wysokości 2325 m n.p.m. Wyrażam dziś bezgraniczną wdzięczność za gościnność jej mieszkańców. Szczególnie, kiedy dostawałam jedyne krzesło w domu, a powiedzenie „mi casa es su casa” nie było tylko pustym sloganem. Nadzwyczaj wspominam wspólny czas poświęcony przygotowywaniu posiłków, takich jak słodkie alfajores z masą kakaową u przyjaciela Miguela. Chętnie wybrałabym się na spacer z Rosario, Joelem czy Percym i posłuchała raz jeszcze ich historii o alpakach czy kondorach zamieszkujących Andy. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że wróciłabym do Arequipy w trybie natychmiastowym. Pokochałam je za namiętne celebrowanie życia. Tęsknię niewyobrażalnie i świadomie przymykam oko na mroczne tajemnice skądinąd Białego Miasta.
Kamienice na Lwowskim Rynku (Dominika)
Gdy zapytano mnie, do jakiego miejsca chętnie bym wróciła, przyszło mi na myśl kilka, ale jedno wybijało się ponad wszystkie – Rynek we Lwowie. Pamiętam, że gdy byłam tam z naszą wycieczką, kręciłam się dookoła i podziwiałam wszystkie 44 kamienice, a trzeba wiedzieć, że każda jest inna od poprzedniej. Kiedy gdzieś jestem to uwielbiam próbować nowych rzeczy – taka turystyka kulinarna. Zaraz po skręceniu na Rynek trafiłam do restauracji Atlas, zasiadłam przy stoliku na zewnątrz, zamówiłam 3-daniowy obiad z pysznym piwem (barszcz ukraiński, bodajże poliki oraz sernik – no bo jak to tak, bez deseru?). Siedziałam naprzeciwko cudownej czarnej kamienicy – to chyba jedna z moich ulubionych na rynku! Jest po prostu inna niż wszystkie i nie da się jej przegapić 🙂 Po pysznym obiedzie ruszyłam dalej odkrywać zakamarki Rynku. Jeśli tam będziecie, koniecznie musicie wpaść do Pijanej Wiśni i zasmakować pysznej nalewki wiśniowej. Koniecznie spójrzcie do góry na sufit, z którego wyrasta żyrandol z butelek po wiśniówce. Kolejnym przystankiem była Kopalnia Kawy! Oj, jak tam pięknie pachnie! Koniecznie musicie zejść na dół (dostaniecie kask górnika na głowę) i zamówić podpalaną kawę. To jest dopiero widowisko! Chyba zapomniałam dodać, że kamienica, w której znajduje się Kopalnia Kawy, to wspaniały Pałac Lubomirskich 🙂
Co by tu jeszcze zjeść
Po tych przygodach jeszcze było mi mało, więc ruszyłam do Lampy Gazowej. Znajduje się tam druga co do wielkości kolekcja lamp gazowych w Europie (!). Możecie tu zamówić też alchemicznego szota i wypić go prosto z… probówki – świetny pomysł! Kiedy nastał wieczór zaczęłam szukać słynnego baru o nazwie Kryjówka. Żeby do niej wejść, trzeba znać hasło. Potem pozostaje już tylko wypić kieliszek wódki i przeżyć strzelanie pod nogi i wreszcie można rozsiąść się wygodnie przy stoliku i dać się ponieść przygodzie.
Na koniec polecę Wam miejsce na śniadanie – dla mnie miejsce jak z filmów! Jest to Restauracja Baczewski, gdzie śniadanie zjecie w pięknej sali, która przeniesie Was do lat 20-30 przy akompaniamencie fortepianu.
Dlaczego bym tam wróciła? Nie zdążyłam odwiedzić wszystkich wspaniałych miejsc na rynku i muszę to zmienić!
Leniwe włoskie południe (Roma)
Południe Włoch to miejsce, do którego bym najchętniej wróciła. Nie jest to miejsce oczywiste, nie ma tam tylu zabytków co w Rzymie czy na Północy i wydaje się być niedoceniane. Nie mówię tutaj teraz o Amalfi, ale o południowo-wschodniej części, samym obcasie “włoskiego buta”. Zafascynowała mnie tam przyroda i urokliwe małe miasteczka, jak Monteroni di Lecce, w którym czas jakby się zatrzymał. Nie ma tam pośpiechu, ludzie wydają się być bardziej uśmiechnięci i przyjaźni. Czas leniwie płynie, kiedy spaceruje się wąskimi uliczkami, co rusz natrafiając na jakieś ukryte architektoniczne smaczki lub bardziej dosłownie smaczki w kawiarniach. Poza tym “obcas” to również malownicze wybrzeże, z pięknymi piaszczystymi plażami i nadmorskimi mini kurortami, takimi jak Porto Cesareo. Chciałabym tam wrócić, żeby móc odkrywać je dalej i jednocześnie móc rozkoszować się brakiem pośpiechu. No i oczywiście, jak zawsze we Włoszech, jest jeszcze przepyszna kuchnia, dla której zawsze warto wracać!
Zobacz też:
Po pierwsze Petra (Basia)
Gdy myślę o miejscach, które koniecznie chciałabym odwiedzić ponownie, to przychodzą mi na myśl aż trzy. I chyba nie jestem w stanie wybrać tylko jednego, więc musi zostać to niesamowite trio!
Po pierwsze jordańska Petra – miejsce absolutnie magiczne. Dawno temu miałam okazję wybrać się tam w ramach wycieczki fakultatywnej z Egiptu. Do dziś pamiętam surowe piękno jordańskich pustyń i moment wejścia do wąwozu… Pokrzykującego dorożkarza z oczami obwiedzionymi czarną kreską, prowadzącego swój pojazd w szaleńczym tempie… Ubranego na czarno jeźdźca spinającego do galopu pięknego karego konia… Kupca w tradycyjnym stroju rozmawiającego przez wielką komórkę z antenką… A przede wszystkim chwilę, kiedy naszym oczom ukazał się Skarbiec. Pomyślałam wtedy, że chyba nic piękniejszego w życiu nie zobaczę! Od tego czasu widziałam wiele pięknych miejsc, ale Petra cały czas znajduje się w ścisłej czołówce 🙂
Po drugie i trzecie…
Po drugie Andaluzja, która dosłownie miała być rajem na ziemi. Na urok Andaluzji składają się dla mnie zapach kadzidła w lesie kolumn w La Mezquita w Kordobie; majestat sewilskiej Katedry; przepiękne komnaty i zaciszne ogrody Alkazaru w Sewilli; niesłychany kunszt budowniczych Alhambry… A także życzliwość mieszkańców, gdy przy moich nieco nieudolnych próbach posługiwania się językiem hiszpańskim 😉 I oczywiście świetne jedzenie i długie, ciepłe wieczory przy wybornym winie. To kwintesencja Hiszpanii!
Trzecim miejscem jest Sri Lanka. Ta niewielka wyspa podbiła moje serce! Cuda przyrody łączą się tu wspaniale z tym, co potrafi osiągnąć człowiek. Ta niewielka wyspa ma w sobie wszystko: piękne piaszczyste plaże; liczne świątynie i ruiny dawnych stolic; bogatą historię i soczyście zielone pola herbaciane. Udało nam się zobaczyć nawet… ceremonię poświęcenia tuk tuka!
Na Sri Lance aż 13% powierzchni kraju stanowią parki narodowe, w których przy odrobinie szczęścia można zobaczyć zwierzęta żyjące w swoim naturalnym środowisku. No i słonie! Całe stada żyjących na wolności słoni! Niesamowity widok 🙂
To były nasze podróże, które chciałybyśmy odbyć choćby jeszcze raz w życiu. Zapraszamy do dzielenia się z nami wrażeniami z Waszych wyjazdów!