Na smutno i na… wesoło! Najbardziej osobliwe cmentarze świata
Nie do końca wiemy dlaczego, ale Dzień Zaduszny zawsze kojarzy nam się z mglistym porankiem na zabytkowym cmentarzu. W zeszłym roku na początku listopada pisaliśmy o najpiękniejszych i najbardziej nietypowych nekropoliach w Europie, a w tym roku przygotowaliśmy wpis, w którym znajdziecie najbardziej osobliwe cmentarze świata. Wiążą się z nimi legendy, wesołe i smutne historie, a czasem też niesamowita kreatywność. Zapraszamy do lektury!
Węgierski Cmentarz Szatmárcseke – łodzią w zaświaty
Niedaleko granicy z Ukrainą, tuż przy wschodniej granicy Węgier znajduje się niewielkie miasteczko Szatmárcseke. Jakkolwiek to nie brzmi, jego największą atrakcją jest zabytkowy cmentarz. Znajduje się tu ponad 600 nagrobków o nietypowym kształcie zakopanego do połowy, stojącego czółna. Uważny obserwator dostrzeże, że kamienne łodzie różnią się nieco kształtem, a także – że wykonano na nich specjalne nacięcia. Dzięki tym detalom możemy dowiedzieć się, jakiej płci była pochowana tu osoba oraz jaki był jej status społeczny.
Najstarsze zachowane nagrobki na cmentarzu Szatmárcseke pochodzą z XVIII wieku, jednak ich symbolika odwołuje się do czasów znacznie dawniejszych. Ludy ugrofińskie (do których należą dzisiejszy Węgrzy) żegnały swoich zmarłych wyprawiając ich w ostatnią podróż łodzią swobodnie puszczoną z biegiem rzeki. W ten sposób dusze mogły dostać się do innego świata. Zwyczaj ten przybył na Węgry z dalekiej Syberii.
Ciekawostką cmentarza Szatmárcseke jest także klasycystyczny nagrobek poety Ferenca Kölcseyiego. Legenda mówi, że to właśnie wizyta na lokalnym cmentarzu natchnęła go do napisania tekstu węgierskiego hymnu.
Wesoły Cmentarz w Sapancie – tylko nie budź teściowej!
Wpisany na listę UNESCO Cimitirul Vesel w miasteczku Săpânţa to jedna z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Rumunii. W 1935 roku miejscowy cieśla Stan Ion Pătraş wpadł na pomysł, aby trochę “ożywić” nudną nekropolię. Zaczął rzeźbić “wesołe nagrobki” przedstawiające życie zmarłego oraz przyczynę jego śmierci. Na tablicy umieszczano również krótki, humorystyczny tekst, który opisuje pochowaną osobę. Przypadło to do gustu mieszkańcom i wkrótce stało się lokalną tradycją – do dziś powstało ponad 900 takich nagrobków.
Wszystkie nagrobki wyglądają podobnie – to tablica zwieńczona krzyżem z dwuspadowym daszkiem w kolorze zwanym błękitem Sapanty, symbolizującym wolność i nadzieję. W żywych kolorach, z przymrużeniem oka przedstawiono tu policjantów i pijaczków, kucharki i dzieci potrącone przez samochód. Możemy też przeczytać zabawne epitafia, np.
“Pod tym ciężkim krzyżem leżą zwłoki mojej teściowej. Postaraj się jej nie zbudzić, bo skróci mnie o głowę.”
Mieszkańcy Rumunii mają raczej luźny stosunek do śmierci, wypadków i nieszczęść, a cmentarz w Sapancie jest na to najlepszym dowodem. Co ciekawe, w Rumunii nie obchodzi się Święta Zmarłych. Każda rodzina wybiera sobie dzień, który miał szczególne znaczenie dla zmarłego i wtedy udaje się najpierw na mszę, a później na cmentarz. Bardzo często wizyta kończy się biesiadą przy grobie.
Cmentarz na wyspie San Michele – tymczasowość śmierci
Cmentarz na wyspie San Michele to jedna z najpiękniejszych włoskich nekropolii. Można tu dopłynąć jedynie łodzią i już z daleka widać strzeliste sylwetki cyprysów rosnących na cmentarzu. Swoje powstanie nekropolia zawdzięcza Napoleonowi, który w 1807 roku zdecydował o utworzeniu cmentarza miejskiego na sąsiedniej wysepce San Christoforo della Pace. Projekt powierzono Gian Antoniemu Selvie – architektowi odpowiedzialnemu za La Fenice i już w 1813 roku zaczęły się tu pochówki. Wkrótce wyspy połączono, aby zyskać więcej miejsca. Dziś to ciche i spokojne miejsce, tonące w kwiatach. Co ciekawe, pochówki są tu tymczasowe, a cmentarz podzielono na sekcje według wyznania nieboszczyka. Ciała trafiają tu jedynie na 10 lat, z uwagi na powszechny w Wenecji problem z miejscem. Po tym czasie szczątki są przewożone do Ossuarium na wyspie Sant’Ariano. Nie dotyczy to oczywiście weneckich prominentów i znanych postaci, takich jak np. rosyjski kompozytor Igor Strawiński.
Paryskie Katakumby – na granicy imperium śmierci
Paryskie Katakumby to istny labirynt korytarzy rozciągających się na powierzchni 770 hektarów i liczących sobie ok. 500 km długości. Historia tego miejsca sięga czasów Cesarstwa Rzymskiego – to wtedy w wapiennej skale drążono tunele, by wydobyć kamień do budowy miasta. Paryskie tunele zmieniły się w królestwo śmierci dopiero w 1786 roku. W owym czasie Paryż dosłownie pękał w szwach, a “przeludnione” były również cmentarze – w szczególności dotyczyło to Cmentarza Świętych Niewiniątek, z którego wydobywał się niewyobrażalny wprost fetor gnijących zwłok. W obawie przed epidemią król Ludwik XVI wydał rozkaz przeniesienia zwłok do paryskich tuneli. Wejście do ossuarium znalazło się tuż za wschodnią bramą miasta i otrzymało nazwę Barrière d’Enfer, czyli Granica Piekieł. Szacuje się, że przez następne dekady do podziemi trafiły szczątki ok. 6 milionów Paryżan! Do najbardziej znanych osobistości, których kości spoczywają w ossuarium należą m.in. Robespierre i de la Fontaine. W kolejnych latach katakumby stały się miejscem spotkań francuskiego ruchu oporu, miejscem alkoholowych libacji, a nawet miejscem… uprawy pieczarek!
Choć słowo “Katakumby” dotyczy jedynie części korytarzy, to przez lata nazwa objęła cały system tuneli pod francuską stolicą. Do 1995 roku można było samodzielnie eksplorować katakumby, jednak dziś wolno to robić jedynie na wyznaczonym szlaku o długości… 2 km! Szlak znajduje się ok. 20 metrów pod tunelami paryskiego metra i systemem miejskim kanałów. Nad wejściem wisi tabliczka z napisem “Stój! To imperium śmierci!”.
Zobacz też:
Cross Bones Graveyard – dla gąsek biskupa
Cross Bones Graveyard właściwie… już nie istnieje, jednak wiąże się z nim ciekawa historia. Niewiele osób pamięta, że Londyn nie zawsze był stolicą Anglii, bowiem aż do XIII wieku był nią Winchester. Gdy Wilhelm Zdobywca zadecydował o przeniesieniu stolicy do Londynu wraz z nim przenieśli się przeróżni oficjele, biskupi, karczmarze oraz… panie lekkich obyczajów. W XVI wieku, w południowym Londynie, niedaleko dzisiejszego Sharda i szekspirowskiego teatru Globe, kwitło życie towarzyskie. Znajdowały się tu gospody, areny do walk bokserskich, teatry (niegdyś rozrywka dla pospólstwa) oraz licencjonowane domy publiczne. Warto też wiedzieć, że wspomniany teren należał do Biskupa Winchesteru, a okoliczne prostytutki nazywane były nawet “Gąskami Winchesteru”. Choć kolejni biskupi całkiem nieźle zarabiał na nierządzie, a kurtyzany miały sporo praw, nie mogły dostąpić chrześcijańskiego pochówku z uwagi na życie w grzechu. Biskup wygospodarował więc dla nich niepoświęcony teren, który stał się “Cmentarzem dla Samotnych Kobiet”. Pierwsze wzmianki o cmentarzu dla prostytutek pochodzą z 1598 roku, wiadomo też, że w XVIII wieku Cross Bones stał się miejscem pochówku najbiedniejszych obywateli miasta. Nekropolię zamknięto w 1853 roku z powodu przepełnienia i wkrótce niemal ślad po niej zaginął.
Szept kurtyzany i szaman z Cross Bones
W latach 90 prowadzono tu wykopaliska. Szacuje się, że pochowano tu ok. 15 tysięcy osób, w tym noworodków i dzieci. Miejska legenda mówi, że gdy w 1996 roku niedaleko bramy cmentarza przechodził poeta – John Constable, usłyszał szept ducha prostytutki, który zainspirował go do stworzenia serii poematów. Przy okazji Constable zgłębił historię tych terenów i szybko stał się “szamanem z Cross Bones”. Dziś w miejscu dawnego cmentarza prostytutek znajduje się Ogród Pamięci, poświęcony ludziom wyrzuconym poza margines społeczeństwa. Na symbolicznej bramie można zobaczyć kolorowe wstążki, pończochy czy nawet biustonosze. Będąc w Londynie, zapytajcie o ten cmentarz Gosię Tylińską 😉
Wiszące trumny w Sagadzie – wieczność w Dolinie Ech
Niewielka miejscowość Sagada położona wśród pól ryżowych na filipińskiej wyspie Luzon również słynie z osobliwego cmentarza. Niewielkie trumny są tu zawieszone na skałach lub usadowione w skalnych grotach. Miejskie legendy mówią, że najstarsze trumny mają ponad 2000 lat, jednak archeolodzy zapewniają, że najstarsze odkryte szczątki mają “jedynie” 500 lat. Skąd się tu wzięły? To pogrzebowy zwyczaj ludu Igorot. Wiadomo, że każdy żyjący członek plemienia był zobowiązany jeszcze za życia wykonać własną trumnę, koniecznie z jednego kawałka drewna. Jeśli nie potrafił – musiał zdać się na kogoś z rodziny.
Na czas uroczystości pogrzebowych zmarłego sadzano na krześle (dziś obok niektórych trumien widać wiszące “krzesła śmierci”). Następnie ciało łamano tak, aby zmieściło się do trumny w pozycji embrionalnej, wierzono bowiem, że człowiek powinien odejść z tego świata tak, jak się na nim pojawił. Kolejnym krokiem było wciągnięcie trumny na skały. Dlaczego? Wyjaśnień jest kilka, które jest prawdziwe – nie wiadomo! Jedna z wersji mówi, że po to by zapewnić zmarłemu spokój i ciszę, inna – by dusza była bliżej nieba. Kolejna, bardziej prozaiczna – by zwierzęta nie dopadły ciała, a jeszcze inna – że płytka gleba uniemożliwiała tradycyjny pochówek. Co ciekawe, ostatni pochówek w wiszącej trumnie odbył się w 2010 roku.
Echo Valley Hanging Coffins to najpopularniejsze miejsce odwiedzane przez turystów. Jest tu punkt widokowy i miejsce, w którym niemal każdy krzyczy “Echo”, aby przekonać się czy nazwa doliny ma sens (zdradzimy, że MA!). Ci, którzy chcieliby zobaczyć najwyżej zawieszone trumny, muszą być gotowi na prawdziwą wspinaczkę przy użyciu profesjonalnego sprzętu.
Chiński Cmentarz w Manili – na rondzie w prawo
Jedną z niewielu atrakcji chaotycznej Manili jest dość osobliwy Cmentarz Chiński. Został on założony w 1850 roku dla osób, którym odmówiono pochówku na cmentarzach katolickich, przede wszystkim Chińczyków. Do dziś to jedno z niewielu miejsc na Filipinach, gdzie można zobaczyć wygrawerowane hiszpańsko-chińskie nazwiska z czasów kolonialnych. Nekropolia o powierzchni 54 hektarów to właściwie miasto w mieście. Każda ulica ma tu swoją nazwę, zobaczycie tu nawet ronda i znaki drogowe! Na cmentarz składają się luksusowe wille grobowe należące do najbogatszych rodzin, nieco mniejsze mauzolea klasy średniej oraz całkiem zwyczajne nagrobki przeznaczone na urny z prochami najbiedniejszych mieszkańców. Kwaterę na Chińskim Cmentarzu można wykupić lub wynająć niczym mieszkanie w apartamentowcu. To miejsce zadziwiające, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie niebotyczne ceny klimatyzowanych willi przeznaczonych dla nieboszczyków!
Cmentarz ma jednak swoją ciemną stronę – i to nie tą związaną z duchami. Mianowicie w jednej z “dzielnic” nekropolii, zwanej Cmentarzem Północnym, mieszka sporo osób. Oficjalnie w grobowcach na Chińskim Cmentarzu zameldowano kilkanaście rodzin, które na co dzień zajmują się dbaniem o groby w zamian za niewielkie wynagrodzenie, zaś nieoficjalnie mieszka tu znacznie więcej ludzi. Choć nasza Basia z Działu Grupowego twierdzi, że Manila to najbrzydsze miejsce świata, to z pewnością warto odwiedzić Chiński Cmentarz. Jednak lepiej zapuszczać się w jego północne rejony!
Qarafa – Miasto Umarłych i Miasto Żywych
Podobnie jak cmentarz w Manili, egipska Qarafa stała się miejscem zamieszkanym przez najbiedniejszą część społeczeństwa. Samo słowo Qarafa oznacza właśnie “Miasto Umarłych”, a domy i schronienia tworzące dziś kairskie slumsy znajdują się na terenie kilku starych cmentarzy. Historia tego miejsca sięga okresu pomiędzy VII a X wiekiem. W tym czasie Kair zamieszkiwały różne muzułmańskie plemiona, a każde z nich budowało własną nekropolię poza murami miejskimi. Kolejne dynastie stawiały coraz bardziej okazałe nagrobki, zaś epidemie nawiedzające miasto w Średniowieczu wymagały rozbudowy terenów cmentarnych. Z kolei czasy współczesne to czas szybkiego rozwoju miasta – w centrum burzono bloki, a nowi mieszkańcy przybywali z okolicznych wiosek. Ci ludzie musieli się gdzieś podziać i znaleźli swój dom na cmentarzu.
Dziś “Miasto Umarłych” to ogromny teren znajdujący się praktycznie w centrum Kairu. Szacuje się, że mieszkają tu ok. 2 miliony ludzi, czyli ok. 10% mieszkańców aglomeracji, tzw. Wielkiego Kairu. To głównie najbiedniejsi obywatele, którzy w centrum wykonują prace dorywcze w centrum lub po prostu żebrzą. Qarafa to prawdziwy labirynt – funkcjonują tu sklepiki, warsztaty, a nawet szkoła czy mecze, a wszystko to pomiędzy zabytkowymi nagrobkami! Władze miasta próbowały rozwiązać problem cmentarza i przesiedlić jego mieszkańców do bloków pod Kairem, ale bez powodzenia.
Neptune Memorial Reef – dla miłośników podwodnego świata
Ok. 5 km od wybrzeży Florydy znajduje się podwodny cmentarz, zwany Atlantycką Rafą Pamięci. Neptune Memorial Reef powstał stosunkowo niedawno, bo w 2007 roku. To w zasadzie nie tyle cmentarz co tzw. kolumbarium, czyli miejsce na prochy. Skremowane szczątki miesza się z betonem i formuje coś w rodzaju nagrobka. Wszystkie struktury zostały zaprojektowane przez biologów morskich tak, aby wspierały budowę ekosystemu. I tak np. pionowe struktury wspierają rozwój koralowców, a ozdobne wnęki stanowią świetną kryjówkę dla mieszkańców oceanu. W kolejnym etapie pomnik umieszcza się na wyznaczonym terenie, ok. 12 metrów pod wodą, gdzie stopniowo staje się częścią podwodnego świata.
Dziś 16-hektarowy Neptune Memorial jest właściwie jedyną na świecie rafą koralową zbudowaną przez człowieka. Chętnie odwiedzają go nurkowie oraz wszelkie morskie stworzenia.
Celestial Houston – kosmiczny pogrzeb
Dla miłośników nowoczesnych rozwiązań i to takich z grubszym portfelem firma Celestial Houston przygotowała możliwość wysłania prochów w przestrzeń kosmiczną. Wysłanie grama prochów w specjalnej kapsule w wyższe warstwy atmosfery kosztuje ponad tysiąc dolarów, a gdybyście chcieli dostarczyć je aż na Księżyc musicie się liczyć już z wydatkiem kilkunastu tysięcy dolarów/gram. Nie jest to bardzo popularna forma upamiętniania zmarłych (być może dlatego, że potrzebna jest rakieta), ale w kosmosie krążą szczątki przynajmniej kilkudziesięciu osób, w tym twórcy serialu Star Trek i jednego z aktorów pojawiających się w serii.
Do najbardziej osobliwych cmentarzy na świecie należy też z pewnością cmentarz dla kibiców w Hamburgu, czy nekropolia w Jekaterynburgu przeznaczona dla… członków mafijnej rodziny. Niesamowite wrażenie robi również Kaplica Czaszek w Kutnej Horze niedaleko Pragi, czy “nasza” Czeremna. W dolinie Tana Toraja na indonezyjskiej wyspie Sulawesi z okazji śmierci… organizuje się przeogromną fiestę. W Japonii funkcjonuje klub, w którym można zapoznać się z przyszłym towarzyszem z grobu obok. Ale o tym już innym razem…