Odessa poza turystycznym szlakiem. Koty, ruiny i katakumby
O podzielenie się z Wami wrażeniami z zeszłorocznego wypadu na Ukrainę poprosiliśmy kolejnego Gościa, Filipa Wojciechowskiego. Dr Filip Wojciechowski to nasz przyjaciel, który przez ponad 3 lata pracował przy projekcie ratującym na filipińskiej wyspie Bohol. Inne jego teksty, traktujące przede wszystkim o przyrodzie i kulturze Filipin, możecie znaleźć na blogu Fundacji Kahibalo, którą założył w 2023 roku. Jednak tym razem opowiedział nam nie o egzotycznej wyspie i nie o ssakach naczelnych (choć postaramy się go namówić i na to!), ale o Odessie. Zachwyciła go Odessa przede wszystkim poza szlakiem, którym na ogół poruszają się turyści. Odnalazł piękno w zrujnowanych dzielnicach, w podziemnych korytarzach i w ukraińskiej kuchni. Zapraszamy do lektury!
Zapraszamy Was do zakupu książki „Ukraina. Soroczka i kiszone arbuzy” autorstwa lwowskiej przewodniczki – Katarzyny Łozy. Dochód uzyskany ze sprzedaży książki zostanie przeznaczony na działalność Polskiej Akcji Humanitarnej SOS Ukraina. Książkę możecie kupić tutaj.


Pierwsze skojarzenia z Ukrainą
Wschód. Alkohol. Sąsiad. Imigranci w Polsce. Majdan. Te i kilka innych wyrazów może przyjść komuś do głowy po usłyszeniu słowa „Ukraina”. Coraz większa liczba Polaków zaczyna jednak posiadać pozytywniejsze skojarzenia. A są to piękne krajobrazy, bogata kultura, ciekawe zabytki, „Zachód” coraz mocniej wdzierający się do „Wschodu”, a także smaczna kuchnia. Przy takich atutach nieuniknione było lepsze skomunikowanie Polski z Ukrainą, aby polski podróżnik mógł poznać naszego sąsiada. Przy tym, być może z powodu naszych głębokich korzeni, być może z powodu bliskości, a może po prostu dlatego, że warto to miasto oglądać – Lwów przejął palmę pierwszeństwa wizyt Polaków. Stołeczny Kijów nie ustępuje aż tak mocno temu pierwszemu. Ale dalej napotykamy już raczej na ścianę, gdyż raczej niewielka liczba Polaków dociera(ła) do innych miejsc. A szkoda, wielka szkoda. Jednym z takich zupełnie niepromowanych miejsc jest Odessa – trzecie największe miasto na Ukrainie.


Alternatywa dla Lwowa i Kijowa
Czytając te słowa, proszę nie myśleć, że autor wiedział więcej, niż przeciętny Kowalski… Niestety nie i wstyd mi również przed sobą! Jak to się w takim razie stało, że wylądowałem w Odessie? Trochę przypadkowo. Chciałem zobaczyć „Russkij mir” na własne oczy, gdyż obszar ten (jakże rozległy!) leży w obszarze moich zainteresowań. Z powodów organizacyjnych nie mogliśmy wybrać się ani do Lwowa, ani do Kijowa, więc rozpoczęło się poszukiwanie alternatywy. Pojawiła się od razu – bezpośredni, ponad 3-godzinny lot z Poznania do Odessy. Szybki rzut oka do przewodnika, kupno biletów i już wkrótce lecieliśmy do czarnomorskiego kurortu. Mimo, że minął już rok od tej podróży, to wspominam ją bardzo miło, a i Odessa okazała się bardziej interesująca, aniżeli sądziłem. Jednym słowem: WARTO! A Dlaczego?


Odessa poza szlakiem
Nie będę tutaj opisywać oczywistych atutów i zabytków tego miasta, bo można je znaleźć w każdym przewodniku, na każdej stronie oraz na każdym blogu, którego tematem przewodnim jest Odessa. A są to Schody Potiomkinowskie, ulica Derybasivska, Bulwar Przymorski (lub Nadmorski), Opera, Sobór Przemienienia Pańskiego, Hotel „Pasaż”… oraz kilka innych sztandarowych pozycji, występujących naprzemiennie w rekomendacjach publikowanych na różnych stronach. Nie chciałbym tego powtarzać tutaj, dlatego ja uzupełnię te pozycje o rzeczy trochę mniej (a nawet w ogóle) nieturystyczne.


Urzekająca ruina
Najbardziej urzekło mnie miejsce całkowicie zapuszczone. Zdecydowanie nie jest to coś, czego podróżnik szuka… przynajmniej pozornie. Bo czy poznawanie danego miejsca to tylko wyremontowane, turystyczne dzielnice, czy też doświadczenie tych mniej reprezentatywnych miejsc, gdzie możemy poczuć ich duszę? Ja optuję za wersją drugą, dlatego też Zejście Devolanivs’kyiego (Devolanivs’kyi descent) wywarło na mnie największe wrażenie. Nie z powodu Mostu Kotsebu (którego części wytworzono w tym samym miejscu, co elementy wieży Eiffla), który znajduje się nad tą ulicą, ale tego, co pod nim. Pierwsze wrażenie – ruina w centrum miasta. Ale to właśnie ten kontrast jest najciekawszy!


Plan filmowy
Kontrast pomiędzy odremontowaną w oligarchicznym stylu okolicę ponad i walące się budynki pod. Wymowne są też wyremontowane schody rodem z czasów caratu, które przenoszą nas z ulic przepychu niemal do piekła. Znajdują się tam zrujnowane kamienice mieszkalne (dawniej mieszkali tam pracownicy portu) oraz zamknięte (i też zrujnowane) kasyno/klub Cristal Palace. Charakter miejsca został jednak doceniony, ponieważ objęto go ochroną konserwatorską. Jednak kwestia co dalej z tym miejscem, pozostaje niewiadomą. Ulica stała się jednak do tego czasu tłem dla planów zdjęciowych i filmowych. W dzień wygląda gorzej, ale w nocy jest to miejsce niemal magiczne! I pomyśleć, że trafiliśmy tam przez zupełny przypadek, szukając czegoś do jedzenia 😊 Ciekaw jestem, jakie będzie Państwa zdanie na temat tej ulicy!


Odeskie koty – z Wrocławia nad Morze Czarne
Nie można też mówić o Odessie nie wspominając… kotów. Miasto z nich słynie, jest ich tam bardzo dużo… tak dużo, że rada miejska uznała je za element ekosystemu. Kotom stawiane są nawet domki, w których mogą się schronić. Koty można nie tylko zobaczyć „na żywo”, ale można również pobawić się w poszukiwanie… ich pomników. Są one trochę jak krasnale we Wrocławiu. Każdy pomnik lub też instalacja znajduje się w innej lokalizacji miasta i najczęściej uwzględnia charakter danego miejsca (np. obroża z wieżą Eiffla czy gruby, najedzony kot przy rzeźniku). Nie bez przyczyny przywołałem tutaj Wrocław, gdyż właśnie tam, w 2012 zrodził się pomysł na „Koty Odeskie”. Jego autorce, Tatyanie Shtykalo, spodobał się pomysł, aby zachęcić turystów do eksploracji Wrocławia poprzez poszukiwanie krasnali. Idea spodobała się również odeskim urzędnikom, którzy początkowo finansowali powstanie pomników (później były to prywatne źródła finansowania). Od tamtej pory powstało ich 11. Ja widziałem 5, ale może Państwu uda się zobaczyć ich więcej? Trzymam kciuki! 😊


Podziemne korytarze
Elementem, wg mnie obowiązkowym, a nie wszędzie opisywanym, są Odeskie Katakumby. Jest to labirynt korytarzy mający, jak podają szacunki, nawet 2500 km. Ten podziemny świat powstał w XIX wieku z prostej przyczyny – po to, aby wydobywać wapień, w który obfituje teren pod Odessą. Katakumby były tworzone raczej spontaniczne, na zasadzie wydobycia w miejscu, w którym było więcej surowca lub też wapienia o lepszej jakości. Z tego powodu do tej pory nie ma żadnego oficjalnego planu czy mapy odeskich katakumb. To, co już napisałem, jest moim zdaniem ciekawe, ale jeszcze bardziej interesujący jest fakt, iż w czasach II wojny światowej w tych właśnie korytarzach chowali się radzieccy partyzanci. Mówi się, że znajdowało tam schronienie nawet do 1500 osób. Są tam łóżka, a nawet miejsca przeznaczone na szkoły!
Na wirtualny spacer po odeskich katakumbach można wybrać się też wraz z Urbex History na ich kanale na youtube:
Zobacz też:
Katakumby i degustacja horilki
Biorąc pod uwagę długość korytarzy, niemożliwe jest zwiedzenie całych katakumb, a jedynie ich części. Wszystkie zejścia na dół odbywają się z przewodnikiem, którego należy zarezerwować trochę wcześniej. Wycieczki są dostępne w wielu językach, w tym po polsku. Samą atrakcją jest próba znalezienia wejścia do katakumb – jest ich aż 8 na terenie Odessy i nie są one w centrum. Naszym wejściem był garaż… zwykły, brązowy garaż. Dostaliśmy kaski, latarki i dawaj! Schodami na dół. Dodatkowym, miłym akcentem jest odpoczynek podczas wycieczki. W wystawnej sali restauracyjno-barowej przewodnicy częstują chętnych Horilką, czyli niczym innym, jak ukraińską wódką! Ale nie jest to zwykła, czysta wódka… najciekawsze to horilki chrzanowe czy pieprzowe… Degustacja lokalnych trunków to jedna z rzeczy, która moim zdaniem jest obowiązkowa podczas pobytu w Odessie (czy też w ogóle na Ukrainie).


Wszystkie kolory Odessy
Ponadto, jeśli ktoś twierdzi, że Odessa jest tylko cieniem carskiej Rosji lub sowieckim tworem w każdym odcieniu szarości, to bardzo się myli. Owszem, nie unikniemy tych elementów. Ale niektóre ulice wraz ze swoimi kamienicami zapierają dech w piersiach. Mi osobiście podobało się centrum, w którym króluje niska zabudowa. Jednak nie same kamienice (a także ich podwórka, do których zachęcam wchodzić, bo czasem skrywają prawdziwe skarby!) przyciągają uwagę w tym mieście. Zadziwia mnogość murali, które przykładem Kijowa i Lwowa dotarły również i do Perły Morza Czarnego, jak nazywa się Odessę. Znajdziemy tu twórczość artystów lokalnych, jak Alexander Korban oraz zagranicznych, jak Ernesto Maranje. Dzieła te są porozrzucane po całym mieście, dlatego aby obejrzeć wszystkie najistotniejsze murale, spędziliśmy cały dzień chodząc i jeżdżąc po Odessie. Zachęcam do tego samego, bo podczas takich wycieczek można zobaczyć piękne miejsca, których w życiu byśmy nie zobaczyli na szlakach turystycznych.


Nawet podczas zorganizowanej wycieczki warto poszukać czegoś ciekawego i nie podanego na tacy tak jak sztampowe zabytki, jak Koty Odeskie czy murale. A w czasie poszukiwań można delektować się ukraińskimi potrawami, takimi jak pielmnieni, draniki, wareniki, soljanka czy też barszcz w wielu lokalach gastronomicznych na trasie. Brzmi jak dobry plan? Odessa, jej zabytki, kultura, plaże i wiele innych atrakcji czeka na Was 😊