Barszcz ukraiński, ryba po grecku i inne „obce” potrawy w polskiej kuchni
Polska kuchnia jest znana z wielu pysznych dań, uznawanych za typowe dla naszego kraju. Potrawy takie jak pierogi ruskie, fasolka po bretońsku czy placki po węgiersku można spotkać w wielu polskich restauracjach. Okazuje się jednak, że ich nazwy nie mają za wiele wspólnego z ich pochodzeniem. Często w tych krajach nawet nie słyszano o istnieniu takich potraw, a dla mieszkańców nie są one w ogóle znane. Dzisiaj przybliżymy Wam potrawy polskiej kuchni, których nazwa nie jest wcale tak oczywista, jakby się nam wydawało. Niektóre z tych dań znajdą się również na naszych wigilijnych stołach w zbliżające święta Bożego Narodzenia. Zapraszamy do lektury!
Pierogi ruskie niekoniecznie z Rosji
Nazwa dania „pierogi ruskie” kryje w sobie ciekawą historię, której korzenie sięgają XIX wieku. To określenie nie ma jednak bezpośredniego związku z Rosją, lecz wywodzi się z zawiłych dziejów tych terenów. W zaborze rosyjskim, na terenach Polski, osiedliła się grupa ludności pochodzenia ruskiego, określana mianem Rusaków. Mówi się, że nowi mieszkańcy przynieśli ze sobą nie tylko unikalne zwyczaje i tradycje, lecz także charakterystyczne potrawy, w tym pierogi z nadzieniem ziemniaczano-serowym. Choć sama nazwa „ruskie” nawiązuje do pochodzenia ludności, sama receptura pierogów jest głęboko zakorzeniona w kulturze polskiej. Pierogi ruskie szybko zyskały popularność, stając się nieodłącznym elementem kuchni polskiej. Dzisiaj są symbolem smaku i polskiej tradycji. Ich nazwa, choć zrodzona z historii migracji, stała się integralną częścią kulinarnego dziedzictwa Polski, podkreślając bogactwo i różnorodność regionalnych inspiracji kulinarnej sztuki.
Barszcz ukraiński – zupa z listy UNESCO
Również nazwa “barszcz ukraiński” ma kulturowy kontekst i jest głęboko zakorzeniona w tradycji ukraińskiej kuchni. Podobnie jak w przypadku pierogów ruskich, początki nazwy wiążą się z fascynującą historią migracji i związków etnicznych. W XIX wieku, gdy zaborcza Rosja zajmowała terytoria ukraińskie, grupa ludności pochodzenia ruskiego osiedliła się na tych obszarach. Nowi mieszkańcy przywieźli oczywiście charakterystyczne dla swojej kultury potrawy, w tym barszcz z nadzieniem. Nazwa „ukraiński” nie oznacza bezpośrednio pochodzenia z Ukrainy, lecz jest efektem historycznych wydarzeń i przenikania się kultur. Termin ten stał się symbolem kulinarnej tożsamości kraju, jednocześnie przypominając o wpływie rosyjskim na historię Ukrainy. W czasie trwającej wojny, toczy się również spór o pochodzenie barszczu. Rozstrzygnęło go UNESCO wpisując barszcz ukraiński na listę niematerialnego dziedzictwa Ukrainy. Co ciekawe “polski” barszcz ukraiński zawiera fasolę, której nie dodaje się do oryginału! Za wschodnią granicą w słynnej zupie możecie z kolei znaleźć grzyby lub… ryby! Jak widać nazwa „barszcz ukraiński” łączy w sobie zarówno historię migracji, jak i kulinarną ewolucję.
Ryba po grecku – śródziemnomorska inspiracja
Kolejną potrawą jest ryba po grecku, która gości na polskich stołach również podczas kolacji wigilijnej. Nazwa dania stanowi swoisty kulinarny rebus, którego smakowe ślady prowadzą do fascynującej mieszanki historii i tradycji kulinarnej Grecji. Choć sama potrawa nie jest bezpośrednio związana z kuchnią grecką, to nazwa wydaje się przenikać przez zakamarki kultury śródziemnomorskiej. Jedna z teorii sugeruje, że termin ten przywędrował na polskie stoły wraz z falą kulinarnej inspiracji lat 60. XX wieku, kiedy Polska przechodziła przez okres otwarcia na wpływy zagraniczne. Nazwa „ryba po grecku” prawdopodobnie nawiązuje do popularnych w Grecji dań z rybą, warzywami i aromatycznymi ziołami. Polski odpowiednik, z charakterystycznym sosem pomidorowym, ziemniakami i marchewką, zdobył uznanie i zagościł na stałe na polskich stołach. Choć korzenie nazwy pozostają częściowo zagadkowe, ryba po grecku stała się symbolem udanej kulinarnej relacji między kuchnią polską a wpływami śródziemnomorskimi, zyskując popularność i uznanie smakoszy na przestrzeni lat. Nazwa ta, choć niepozorna, niesie ze sobą historię smaków, które łączą różne kultury w jednym aromatycznym danym.
Fasolka po bretońsku z… Wielkiej Brytanii?
Nazwa dania „fasolka po bretońsku” ma w sobie kilka fascynujących teorii etymologicznych. Według jednej z nich, zanim Wielka Brytania została podbita przez Rzymian, jej mieszkańców określano mianem Britonów. Patrząc z tej perspektywy przepis na fasolę, wywodzący się z Wysp Brytyjskich, prawdopodobnie nazwano „fasolką po britońsku”. W miarę upływu czasu zanikło określenie Britonów dla Brytyjczyków. Zniknęła też pamięć o pierwotnym pochodzeniu receptury. Łatwo zatem było wysnuć wniosek, że w nazwie potrawy musi chodzić o region francuskiej Bretonii. Nazwę zmodyfikowano lub zniekształcono, a specjał brytyjski przekształcił się w „fasolkę po bretońsku”. Nieznana jest jednak dokładna droga przepisu do Polski.
Inna teoria wskazuje, że termin „à la bretonne”, czyli „po bretońsku” we francuskiej kuchni, odnosi się do dania z użyciem fasolki. Fasolkę uprawia się w okolicy miasteczka Paimpol, która wyglądem przypomina polską fasolkę, choć jest nieco mniejsza. Różnice między procesem przygotowywania francuskich dań z fasolką a polskimi mogą sugerować, że stąd właśnie pochodzi inspiracja dla „fasolki po bretońsku”.
Śledź po japońsku – kreatywna kuchnia PRLu
Śledzie po japońsku są obecnie kojarzone często z czasami PRL. Ta kultowa pozycja w polskiej kuchni skrywa w sobie ciekawą historię adaptacji kulinarnego dziedzictwa. Pomimo że nazwa sugeruje wpływy Dalekiego Wschodu, danie to ma swoje korzenie w kreatywnym ujęciu smaków przez kucharzy polskich restauracji czasów PRL. W atmosferze ograniczonych dostępów do egzotycznych składników, szefowie kuchni zaczęli łączyć tradycyjne polskie śledzie z dostępnymi przyprawami i sosami, nadając im orientalny smak. Powstały w ten sposób „śledzie po japońsku” – danie, które choć dalekie od tradycyjnej kuchni Japonii, stało się symbolem kreatywności i dostosowywania się do warunków tamtego czasu. To przykład na to, jak jedzenie potrafiło ewoluować w trudnych okolicznościach, tworząc jednocześnie coś unikalnego i charakterystycznego dla danej epoki. Dziś „śledzie po japońsku” budzą sentyment i kulinarną nostalgię, będąc ikoną kulinarnej tradycji z dawnych lat.
Inna teoria mówi, że nazwa potrawy serwowanej w kuchni polskiej, jest wyrazem poparcia dla Japończyków w wojnie „rosyjsko-japońskiej, która miała miejsce na początku XX wieku. Słynny śledzik miał zostać „wynaleziony” na terenach Galicji.
Zobacz też:
Placki po węgiersku – historia zaklęta w kuchni
Placki po węgiersku, znane również jako placki zbójnickie lub placki po cygańsku, swoją nazwę wzięły od klasycznego węgierskiego gulaszu – dania przyrządzanego z obfitą ilością papryki i cebuli. Mimo, że sama koncepcja podawania placków ziemniaczanych w ten sposób nie ma bezpośredniego związku z Węgrami, gulasz pozostaje charakterystycznym daniem tego regionu. Zapewne stąd wzięła się nazwa potrawy.
Inna teoria sugeruje, że przepis na placki narodził się na Słowacji, niegdyś będącej częścią Węgier. To tu miał pojawić się pomysł na nadziewanie placków gulaszem. Polacy, z poszanowaniem dla historii, zdecydowali się zachować nazwę, choć sama potrawa nie jest dziś bezpośrednio związana z Węgrami. To smakowe połączenie placków ziemniaczanych z aromatem gulaszu stanowi interesujący przykład, jak kulturowe i kulinarno-historyczne inspiracje przenikają się, tworząc danie o bogatej historii i złożonym smaku.
Jak mogliście zauważyć obco brzmiące potrawy polskiej kuchni kryją w swoich nazwach ciekawe historie! Czy słyszeliście już wcześniej którąś z nich? Pochodzenie nazwy może mieć podłoże historyczne lub być tylko domysłem, niemniej jednak każde z nich stanowi ciekawostkę, która wzbogaci teraz Waszą kulinarną wiedzę 🙂