Apulia i Bazylikata. Czym chata biedna, tym… więcej turystów
Apulia i Bazylikata to dwa południowe regiony Włoch, które zwiedzamy w czasie naszego city breaku w Bari. Dziś o tym, co warto zobaczyć w okolicach Bari opowiada nam Wojtek Wyszogrodzki – pilot naszych wycieczek do Włoch. Zapraszamy do lektury!
Apulia i Bazylikata
Apulia i Bazylikata to jedno z najnowszych włoskich turystycznych odkryć. Regionom daleko do Lacjum, Veneto, Toskanii czy Lombardii, gdzie znajdują się perły włoskiej architektury, rzeźby i malarstwa. Tutaj nie zagubimy się w weneckich uliczkach, nie wrzucimy monety do Fontanny di Trevi czy nie sfotografujemy z florenckim posągiem Dawida. Apulia i Bazylikata oferują nam jednak coś innego, ale równie ciekawego: obraz życia zwykłych Włochów.
Kraj Królowej Bony
Być może właśnie to chęć pewnej odmiany, ucieczki od zgiełku przepełnionych turystami miast północnej Italii, skłania ciekawych świata nie tylko Polaków do wylądowania w Bari, aby poznać rejony ostrogi i obcasa włoskiego buta. Stolica Apulii kojarzy nam się przede wszystkim z królową Boną, która żyła tutaj i jest pochowana w Bazylice św. Mikołaja. Mieszkańcy Bari zawdzięczają swej księżnej (i naszej królowej) choćby doprowadzenie wody. Nic więc dziwnego, że dzieci w szkołach poznają losy Sforzy ze specjalnych książek. Pamięć o władczyni jest nadal żywa – dość powiedzieć, że kilka lat temu w zamku obchodzono 500. rocznicę jej zaślubin per procura z Zygmuntem I. Z tej okazji uczniowie szkoły hotelarskiej odtworzyli 29 dań zgodnie z dawnymi przepisami.
W labiryncie uliczek
Bari znane jest też dzięki innym kobietom: makaroniarkom. To one całymi dniami na ulicach starówki na oczach turystów tworzą uszka, czyli orecchiette, które wraz z liśćmi rzepy są tutejszym przysmakiem. Warto spróbować także regionalnego pieczywa. Najbardziej znany jest chleb z Altamury, ale grzechu wart jest też chlebek z oliwkami z różnymi dodatkami (puccia di pane). Pobyt w Apulii będzie niepełny, jeśli nie spróbuje się lokalnego streetfoodu! To np. panzerotti – można powiedzieć, że to taki większy pieróg z różnymi dodatkami, np. pomidorami czy anchois. Do wina (lub piwa) doskonale pasują taralli – chrupiące, słone, czasem pikantne obwarzanki.
Mieszczuchy pracują na wsi
Regiony południowe żyły i żyją dzięki rolnictwu. Zresztą Apulia nazywana jest spichlerzem Włoch – stąd nadal pochodzi spora część pszenicy, pomidorów czy oliwy. Do dziś zobaczymy tutaj dawne masserie – te gospodarstwa miały wspierać dwory królewskie, zaopatrywać je w zboże. Obecnie często są miejscem agroturystyki, gdzie można przyjrzeć się dawnym zwyczajom, czy też pomóc gospodarzowi w pracy. W Apulii granica między miastem a wsią uległa zatarciu. Dziś chłopi pracują na polach, a często mieszkają w miastach, to tutaj rano jedzie się do pracy z centrum na peryferie.
Jedna kopuła, jedna komnata
Wyjeżdżając z Bari, można natknąć się na całkiem inną architekturę. Można wręcz znaleźć się w miejscu przypominającym wioskę druidów lub smerfów. Tak niektórym kojarzą się trulli. To dość częsty widok w Apulii: zobaczymy je m.in. w Polignano a Mare, Monopoli czy Noci. Najwięcej jednak ostało ich się w Alberobello. To tutaj, spacerując między domkami zakończonymi stożkowatymi dachami, możemy poczuć się, jak w bajce. Nie mają okien, a wentylacja znajduje się na szczycie. Każda stożkowata kopuła odpowiada jednemu pomieszczeniu. Z zewnątrz trullo może wydawać się niewielkim domem, ale gdy zajrzy się do środka – zwłaszcza takiego wyremontowanego i dostosowanego do naszych czasów – może okazać się, że to całkiem spory, kilkupokojowy apartament z basenem! Latem wewnątrz jest chłodno, a zimą utrzymuje się tu ciepło. Trulli budowano na planie koła lub kwadratu, używano do tego kamienia wapiennego i – co ciekawe – nie używano zaprawy.
Będąc w Alberobello, warto zajrzeć też do niewyremontowanego wewnątrz domku. Przekonamy się wtedy, jak dawniej żyli tutaj ludzie, dzieląc przestrzeń pod stożkowymi kopułkami również ze zwierzętami.
Lepsze widoki
Turyści przybywający do Alberobello zazwyczaj kierują się do dzielnicy Monti, gdzie widzą sklepiki z pamiątkami, kawiarnie i restauracje działające w małych, białych chatkach. Tymczasem wystarczy przejść na drugą stronę Largo Martellotta – ulicy, która symbolicznie oddziela tę zatłoczoną część od niehandlowej, cichej i naprawdę klimatycznej. Tutaj nie znajdziemy żadnego sklepu, żadnej restauracji. Możemy za to zanurzyć się w ciszę uliczek pełnych trulli, gdzie mieszkają lokalsi lub nocują turyści. To tutaj mamy szansę zrobienia najbardziej klimatycznych zdjęć.
Zobacz też:
Gniazdo termitów
Także sąsiadująca z Apulią Bazylikata zaskoczy nas spokojem. I da do myślenia. Alberobello i Materę dzieli niespełna 70 km. Dwa miasta, dwa regiony i jakże inne budownictwo. Południowe regiony Włoch uważane są za biedniejsze, przemysłowo zacofane, ale może właśnie dlatego można tutaj uniknąć tłumów wielkich metropolii oraz zatopić w lokalne klimaty. Alberobello i Matera znalazły się na liście światowego dziedzictwa UNESCO z powodu budownictwa mieszkalnego. Zdaniem historyków Matera to jedno z najstarszych miast świata i to tutaj można zobaczyć jaskinie zamieszkałe przez ludzi nawet 9 tysięcy lat temu. Najstarsza dzielnica Sasso Caveoso może przypominać gniazdo termitów, a chodząc po schodach, tupiemy w sufit mieszkającym niżej mieszkańcom lub turystom. Warto też zdać sobie sprawę, że zarówno mieszkania, jak i restauracje mogą mieć w skale kilka pięter. Wcale nierzadko zdarza się tam jadać nawet 20 m pod poziomem, z którego wchodzi się do lokalu!
Od hańby do dumy
Matera do połowy ubiegłego wieku była miejscem hańby narodowej. Pozostawione sobie południe Włoch musiało doczekać się książki Carla Leviego „Chrystus zatrzymał się w Eboli”, aby władze kraju zainteresowały się warunkami życia w takich właśnie miastach. Opisał on Materę jako miejsce wysokiej śmiertelności noworodków, gdzie w XX w. ludzie mieszkają w jaskiniach razem ze zwierzętami, często bez elektryczności. Można się o tym przekonać, zwiedzając Casa Grotta, w której usłyszymy głos przewodniczki w języku polskim. Władze przymusowo przesiedliły kilkanaście tysięcy mieszkańców do nowej dzielnicy i do połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia skalne domy były opuszczone. Dziś są w nich często hotele i restauracje.
Coca-cola dla Bonda…
Sama Matera, przede wszystkim dzięki swej architekturze i okolicom, “zagrała” w wielu filmach. Jeden z lokalnych przewodników, Antonio Rubino, stworzył specjalną aplikację, dzięki której można zwiedzić skalne miasto, podążając śladami niemal 80 tytułów (CINEMappa). To tutaj Pier Paolo Pasolini nakręcił „Ewangelię wg. św. Mateusza”, Mel Gibson – „Pasję”, Giuseppe Tornatore – „Sprzedawcę marzeń”. Zaś jednym z najnowszych dzieł są serial „Sorelle” i 25. część przygód Jamesa Bonda – „Nie czas umierać”. Przy kręceniu tego ostatniego rozlano na ulicach skalnej Matery coca-colę, za którą zapłacono 60 tysięcy euro! Wszystko po to, aby motocykl Bonda za bardzo nie ślizgał się po kamieniach. Ekipa filmowa pracowała tutaj w 2019 roku, kiedy Matera była europejską stolicą kultury. Niestety zdarzało się, że miejsca, z których można było zrobić ładne zdjęcie, były zabarykadowane przez filmowców…
Nie tylko na ostro
Do skalnego miasta warto przyjechać dla domów i kościołów w jaskiniach, ale warto też odwiedzić je dla lokalnej kuchni. W regionie królują pieprz i ostra papryka, nie dziwi więc, że to tutaj wymyślono znane w całej Italii danie penne all’arrabbiata, czyli rurki z pikantnym sosem pomidorowym. Przede wszystkim jednak należy spróbować crapiaty. To zupa, której tradycja wywodzi się jeszcze z czasów rzymskich, chłopska potrawa przygotowana na bazie soczewicy, ciecierzycy, grochu i fasoli. Najlepiej smakuje z suszoną papryką podawaną w postaci chipsów oraz z lokalnym, chrupiącym chlebem. Tym z Matery. Bo chleb z Altamury to konkurencja, a sąsiednie miasta rywalizują ze sobą niczym Bydgoszcz z Toruniem i Gorzów z Zieloną Górą.
Wojtek Wyszogrodzki
P.S. Apulia i Bazylikata i ich najważniejsze miasta – Bari, Matera i Alberobello to miejsca, które zobaczycie na jednym z naszych city breaków w Bari, na które zapraszamy wraz z Wojtkiem!