Óbidos, Fatima, Alcobaça… Najpiękniejsze miasteczka środkowej Portugalii
Za oknami zrobiło się słonecznie i zabraliśmy się za „wiosenne” porządki, również te w naszych zdjęciach. Oczywiście przy oglądaniu zdjęć zebrało się nam na wspomnienia, dlatego dziś nasza Dominika dzieli się z Wami wrażeniami ze swojej wycieczki po środkowej Portugalii. Zapraszamy do lektury!
Miłość od pierwszego wejrzenia!
W październiku 2019 roku miałam okazję wziąć udział w wyjeździe studyjnym zorganizowanym przez Biuro Promocji Turystycznej Regionu Centro De Portugal oraz linie lotnicze TAP. Przez cały wyjazd opiekowała się nami Ewa Waligórska z Turismo de Portugal w Warszawie oraz przewodniczka Gosia Kawiak. Obydwie sprawiły, że zakochałam się w Portugalii od momentu, w którym moja noga stanęła na płycie lotniska w Lizbonie!
Nasza trasa wiodła przez Óbidos, Caldas de Rainha, Peniche, Alcobaçę, Tomar, Fatimę oraz Bombarral… Uff prawie udało się powiedzieć to na jednym wdechu! Zapnijcie pasy i zapraszam Was na odkrywanie Portugalii!
Óbidos pełne książek
Po prostu muszę zacząć od tego, że Gosia Kawiak jest świetną przewodniczką! Gdy tylko powitała nas późną nocą na lotnisku wiedziałam, że to będzie to – bo kto o tej godzinie uśmiecha się od ucha do ucha? Już od pierwszej chwili Gosia opowiadała nam historie, które nastrajały nas na to, co będzie nas czekać przez te kilka dni.
Pierwszym naszym przystankiem, jeszcze w dniu przylotu, był hotel The Literary Man w Óbidos. Funkcjonował on kiedyś jako klasztor, a w roku 1965 został przekształcony w hotel z ogromną biblioteką. W każdym pomieszczeniu znajdują się książki z całego świata. Również nasza grupa przywiozła do kolekcji książkę Olgi Tokarczuk. W hotelu słynny jest też bar, w którym serwują przeróżne rodzaje ginu. Muszę też wspomnieć o super śniadaniach w restauracji hotelu, która wyglądała (i tu Was nie zaskoczę) jak biblioteka. Myślę, że Netflix mógłby nakręcić tutaj czołówkę jakiegoś dokumentu, gdyż każdy kąt wydawał się być idealnym kadrem!
Wiśniówka w czekoladzie? Tak, poproszę!
Następnego dnia zwiedzaliśmy piękne miasteczko Óbidos otoczone średniowiecznym murem. Przechadzając się uliczkami miasteczka, grzechem byłoby nie spróbować słynnego trunku jakim jest ginjinha. To portugalski likier z owoców ginja czyli kwaśnej wiśni, z goździkami i cynamonem. Żeby było jeszcze pyszniej – podawany jest w kieliszkach z gorzkiej czekolady! Koniecznie trzeba zaliczyć taki przystanek na trasie zwiedzania. Po tej atrakcji lekkim wężykiem (oczywiście ze względu na zakręcone alejki ;)) wróciliśmy do hotelu.
Następnego dnia o poranku, wyskoczyliśmy do Foz do Arelho, gdzie organizatorzy wyjazdu przygotowali świetną atrakcję, czyli rejs łodzią motorową po lagunie Óbidos. Mieliśmy okazję zobaczyć przepiękne flamingi i słuchać opowieści o tutejszej faunie i florze. Udzieliłam nawet wywiadu do tamtejszej gazety, ale do tej pory nie mogę odszukać artykułu 🙂
Caldas de Rainha – nie tylko ciepłe źródła
Kolejnego dnia udaliśmy się do miasteczka Caldas da Rainha, którego nazwa oznacza “ciepłe źródła królowej”. Muszę przyznać, że przez owe ciepłe źródła przeszłam ze szczelnie zakrytym nosem, gdyż wody lecznicze w tym przybytku mają dość ostry jajeczno-siarkowy zapach.
Caldas zapamiętałam przede wszystkim z ceramiki czyli tzw. fajansu. Sztuka ta widoczna jest na każdym rogu. Zobaczycie tu miski w kształcie warzyw i owoców, np. kapusty czy pomidora. Do tego musi oczywiście być pasująca zastawa! Motywem, który się przewija bardzo często i jest prezentowany na wystawie co drugiego sklepu, jest ceramika w kształcie… fallusa. Podobno jednak mieszkańcy nie są zbyt zadowoleni, że wszyscy w Portugalii i poza nią, kojarzą Caldas właśnie z fallusami. To niby śmieszne pamiątki dla przyjezdnych, ale w pełni rozumiem oburzenie mieszkańców. Nasz przewodnik wspomniał, że gdy jest poza swoim miastem lub spotyka się z nowymi ludźmi, zawsze waha się przy odpowiedzi na pytanie skąd pochodzi, dlatego, że jest świadomy reakcji, którą jest najczęściej wybuch śmiechu. Uważa też, że Caldas ma znacznie więcej do zaoferowania niż ceramiczne fallusy i tu się zgadzam w 100%! Zresztą, gdy ktoś zapyta mnie skąd jestem i usłyszy, że z Łodzi, najczęściej mówi, że to brzydkie i zaniedbane miasto. Wtedy włącza się mój łódzki patriota i bronię swojej Łodzi!
Peniche – raj dla surferów
Kolejnym przystankiem podczas naszej portugalskiej przygody było miasteczko Peniche. To małe i bardzo urokliwe miasteczko, gdzie nie ma dużej ilości turystów, jednak to prawdziwy raj dla surferów! Spacerowaliśmy uliczkami podziwiając azulejos na domach i byliśmy zapraszani przez mieszkańców, aby przejść koniecznie przez ich posesje, co było bardzo miłe! W Peniche udaliśmy się do Muzeum Koronki (akurat było zamknięte i otworzyli je specjalnie dla naszej małej grupki!), gdzie oglądaliśmy piękne rzemiosło. Nieopodal mieściły się warsztaty koronkarskie i mieliśmy okazję zobaczyć panie w różnym wieku, które tworzyły niesamowite rzeczy. Patrzyłam na nie jak zaczarowana, ich ruchy były szybkie, precyzyjne i wydawały się wykonywane bez zastanowienia. Można było również kupić piękne rzeczy z koronek – kolczyki, bluzki, naszyjniki i wiele innych.
Alcobaça i skarby z lity UNESCO
W mieście Alcobaça znaleźliśmy się ze względu na Mosteiro de Alcobaça czyli opactwo cystersów – największy gotycki klasztor w Portugalii. Klasztor ten został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Już na wejściu duże wrażenie robi gotycki portal. Nasza przewodniczka Gosia opowiadała nam bardzo ciekawe historie związane z tym miejscem. Najbardziej zapadła mi w pamięć opowieść dotycząca króla Pedro i jego ukochanej Ines De Castro. Była to historia tragicznej miłości. Wspomniany Pedro – królewski syn zakochał się ze wzajemnością w pięknej Ines. Niestety ojciec Pedro sprzeciwi się ich związkowi, a miał w tej sprawie sporo do powiedzenia – w końcu był królem! Uważał, że Ines nie nadaję się na żonę i przyszłą królową i zlecił zamordowanie młodej panny. Złamało to serce Pedra. Gdy w końcu został królem kazał ekshumować zwłoki swej wybranki, ubrać w szaty królewskie i całować podwładnym jej… rękę. Dziś nieszczęśliwi kochankowie spoczywają w pięknie zdobionych grobowcach ustawionych naprzeciwko siebie.
W Alcobaca zostaliśmy zaproszeni na obiad do restauracji Antonio Padeiro, gdzie jadłam pierwszy raz ośmiornicę. To było coś pysznego! Wszyscy Uczestnicy stwierdzili, że teraz żadna ośmiornica nie dorówna tej, którą jadłam i powiem Wam szczerze, że od tamtej pory nie pokusiłam się na spróbowanie jej nigdzie indziej.
Zobacz też:
Tomar i „ławeczka Gaudiego”
Kolejnym punktem na naszej mapie było miasteczko Tomar, gdzie odwiedziliśmy Castelo Dos Templarios, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zaraz po przekroczeniu kamiennego muru powitał nas zadbany zielony park prowadzący do wejścia do klasztoru. W parku natknęłam się na urokliwą ławeczkę, która nieco przypomina tą z parku Guell. Ucieszyłam się ogromnie, gdyż podczas pobytu w Barcelonie, nie miałam okazji dopchać się do pamiątkowego zdjęcia i stwierdziłam, że tutaj mi się uda – ciekawe czy ktoś pozna, że to portugalska ławka 😉
Już samo wejście do klasztoru to prawdziwe dzieło sztuki! Stałam jak zaczarowana i wpatrywałam się w piękne zdobienia. Zresztą cały klasztor wciąga na calutkie godziny, można błądzić korytarzami i chłonąć atmosferę. Największą atrakcją Castelo Dos Templarios jest okno w stylu manuelińskim, charakterystycznym dla Portugalii. Jego nazwa pochodzi od króla Manuela I Szczęśliwego, a okno koniecznie trzeba zobaczyć!
Po zwiedzaniu zakonu pojechaliśmy pod Akwedukt Zakonu Chrystusa. Całą grupą wspięliśmy się na górę, żeby zrobić obowiązkową pamiątkową fotkę, którą nazywam „pozdrowienia z muru Chińskiego” 😉
Fatima i woskowe figurki
Przedostatnim przystankiem na trasie wycieczki była Fatima i słynne Sanktuarium Fatimskie. Wielki plac, który widuje się często w telewizji pełen ludzi teraz był pusty, gdyż nie odbywała się żadna ceremonia. Ponieważ było bardzo gorąco postanowiliśmy obejść plac, odwiedzić grób Łucji Dos Santos i powrócić tutaj wieczorem. Udaliśmy się również do wioski, w której żyła Łucja i gdzie miały miejsce objawienia fatimskie. Tego przewidziano jednak jeszcze kilka atrakcji.
Pierwszą było odwiedzenie mega klimatycznego hotelu Luz Charming Houses, gdzie wypiliśmy kubek smacznej herbaty przy kominku, niby nic, ale natychmiast poczułam magię tego miejsca. Fajną rzeczą jest drzewko, którego “liście” stanowiły kartki z podziękowaniami od ludzi, którzy się tam zatrzymali. Wszystko wyglądało tam jak z super romantycznego filmu. Klimatyczne światełka na domkach, podświetlany basen oraz wisienka na torcie czyli tajemnicza grota, do której oczywiście wpakowałam się jako pierwsza. Nagle usłyszałam STOOOP i okazało się, że jest to miejsce przeznaczone na specjalne rytuały. Jeśli nie jest się osobą, która będzie miała relaksujący zabieg, to pod żadnym pozorem nie można przekroczyć progu. Zatem, żeby odkryć tajemnicę tego miejsca, muszę znaleźć kogoś, kto zabierze mnie tam na randkę 😉
Wieczorem wraz z grupką chętnych udaliśmy się na różaniec. Nawet jeśli nie będzie to dla Was przeżycie religijne, warto wziąć w nim udział. Ciekawą tradycją jest palenie woskowych figurek w wybranej intencji, np. jeśli kogoś boli noga, kupuje woskową figurkę w kształcie nogi/stopy i spala ją w ogniu na placu.
Bombarral i pożegnanie z Portugalią
Jesteśmy już na końcu mojej przygody z Portugalią. Wisienką na torcie była iście portugalska atrakcja, a mianowicie wizyta w winnicy połączona z degustacją! Dowiedzieliśmy się o całym procesie produkcji wina oraz zostaliśmy oprowadzeni po posiadłości oraz polach z winoroślami. Widzieliśmy też ogromne beczki, w którym leżakuje wino. A wszystko to przygotowywało nas do wspaniałego finału – degustacji win. Otrzymaliśmy nawet kartki na notatki z degustacji, ale ja byłam tak wciągnięta w prezentację, że nawet nic nie zanotowałam 😉 Wszystko to zwieńczone było (i tu Was nie zaskoczę), bo przepysznym domowym obiadem i winami.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, więc po degustacji przyszedł czas na wylot do domu. Muszę powiedzieć, że to był intensywny wyjazd, ale nie w tym męczącym sensie. Była to świetna przygoda, gdzie wraz ze wspaniałymi ludźmi odkrywaliśmy i smakowaliśmy Portugalię, jakiej nie znaliśmy wcześniej. Gdyby ktoś zapytał mnie, czy chcę tam wrócić, to nie wahałabym się chwili i odpowiedziałabym, że zdecydowanie TAK! Mam nadzieję, że po przeczytaniu moich wspomnień, zostaną Wam w pamięci te miejsca, które odwiedzałam i zechcecie zobaczyć je na własne oczy 🙂
Dominika
P. S. A my serdecznie zapraszamy Was na nasze city breaki w Portugalii 🙂