Kair. Przez miasto chaosu od Piramid po Wzgórze Mukattam
Do Kairu, które nazywa Miastem Chaosu, zabrała nas Basia z Działu Grupowego, która miała okazję zwiedzić egipską stolicę również nieco poza utartym szlakiem. Zapraszamy na wycieczkę od starożytnych Piramid, przez Babilon i Cytadelę aż na Wzgórze Mukattam, zamieszkane przez społeczność zwaną Zabbaleen. Zapraszamy do lektury!
Kair – Miasto Chaosu
Kair jest przedostatnim przystankiem naszej ponad 2-tygodniowej wyprawy po Egipcie. Docieramy tu w czwartkowy wieczór prosto ze słabo zamieszkanych, pustynnych obszarów rzadko odwiedzanych przez turystów, co sprawia, że chaos egipskiej stolicy uderza w nas ze stukrotną siłą! Szybko okazuje się, że Kair to miasto, które trudno pokochać od pierwszego wejrzenia – jest brudny, głośny i chaotyczny. Brutalnie atakuje jednocześnie wszystkie zmysły, nie dając chwili oddechu. Jednak jego nieco przykurzona uroda kryje się w zakamarkach i pojawia w całkiem nieoczekiwanych miejscach. Mi Kair zapada głęboko w pamięć i pozostawia w niej niezatarte wrażenie!
Nie do końca wolny piątek
Nasze zwiedzanie Kairu przypada na piątek – dzień uznawany tutaj za wolny. Choć to nie do końca prawda (wiele osób normalnie pracuje, wychodząc jedynie na dłuższą modlitwę do najbliższego meczetu), to zdecydowanie daje się odczuć większą ilość lokalnych turystów. Dotyczy to zarówno Muzułmanów, jak i społeczności koptyjskiej. Autobusy pełne szkolnych dzieciaków pod Piramidami, rodzinne wycieczki do Babilonu, przygotowania do hucznego wesela na Cytadeli Saladyna, prawdziwe szaleństwo na górze Mukattam to tylko niektóre z oznak wolnego dnia. Co ciekawe, w Kairze zagranicznych turystów prawie nie widać. Ponieważ w innych częściach kraju było ich sporo, wnioskujemy, że może biura nie organizują wycieczek “na piramidy” w piątki. Ale to tylko przypuszczenie 🙂
Poranek wśród piramid
Czwartkowy wieczór spędzamy w lokalnych knajpkach i na tarasie naszego hotelu w Gizie, z którego roztacza się wspaniały widok na piramidy. Tuż pod nami, podobnie jak każdego wieczoru, odbywa się show typu światło i dźwięk. Podświetlone stożki wyglądają nieco kiczowato, a z dołu dobiegają dźwięki wyjęte żywcem z filmu historycznego z lat 60. Na szczęście za widowisko nie płacimy ani grosza, więc nie ma co marudzić! 🙂 Zmęczeni po długiej podróży idziemy wcześnie spać, by rano zdążyć przed tłumami turystów chętnych by zobaczyć starożytne cuda.
Wczesna pobudka się opłaca. Od wejścia na teren kompleksu dzieli nas jakieś 400 metrów, a o godzinie 8:00 rano kasy biletowe świecą pustkami. Poganiacze wielbłądów dopiero wyruszają na trasę, pokrzykując jakby bez przekonania zwyczajowe „Camel for you, my friend?”. I choć przy Wielkim Sfinksie natykamy się na grupę nastolatków, kręcącą filmik z drona pod czujnym okiem nauczyciela, to wystarczy krótki spacer, byśmy znaleźli się niemal sam na sam z majestatycznymi grobowcami. Przed nami wznosi się ponad 4500 lat historii! Niezapomniane wrażenie!
Chefren i Mykerinos
Powoli zbliżamy się do najpiękniejszej z piramid – tej poświęconej Chefrenowi. Jest nieznacznie niższa od słynnej Piramidy Cheopsa i nie ustępuje jej urodą, zaś centralne położenie sprawia, że wydaje się tu najważniejsza. Dodatkowo stoi na niewielkim podwyższeniu, co dodaje jej majestatu. Jako jedyna zachowała też fragment wapiennej płyty okładzinowej, który nadaje jej wierzchołkowi charakterystyczny wygląd.
Kolejnym celem jest Piramida Mykerinosa – najmniejsza z trójcy, bo licząca sobie “zaledwie” 67 metrów. Jednak to właśnie ją zbudowano z największych bloków kamienia, a w jej dolnej części można jeszcze dostrzec granitową okładzinę. Przechodzimy jeszcze kawałek dalej, by zrobić zdjęcie z 3 stożkami. Jesteśmy tu niemal sami, więc wygłupiamy się trochę robiąc typowo turystyczne zdjęcia, aż w końcu z idealnego “spotu” wygania nas grupka Azjatów 🙂
Piramida Cheopsa – jedyny zachowany starożytny cud świata
Obchodzimy Piramidę Chefrena zbliżając się do najważniejszej budowli kompleksu – 147-metrowej Piramidy Cheopsa, zwanej po prostu Wielką Piramidą. Grobowiec faraona Chu-Fu to prawdziwe arcydzieło starożytnej architektury (bądźmy szczerzy – nie tylko starożytnej!). Rogi jej podstawy wskazują cztery strony świata z dokładnością do 4 minut kątowych, a najcięższe z bloków użytych do jej budowy ważą 2,5 tony. Na całą piramidę składają się ponad 2 miliony kamiennych bloków – sama budowla waży aż 6 milionów ton! Jesteście w stanie sobie to wyobrazić?! Jak ją zbudowano? Choć istnieje wiele teorii (niektóre uwzględniają nawet kosmitów), to do dziś nie ma pewności jak starożytni Egipcjanie poradzili sobie z tym wyzwaniem. Wielka Piramida to też najstarszy z siedmiu “oryginalnych” cudów świata i jedyny, który dotrwał do dziś.
Pod Piramidą Cheopsa czeka na nas jeszcze jedna niespodzianka – prawdziwy tłum szkolnej dzieciarni. Najwyraźniej piątek to w Egipcie popularny dzień wycieczkowy. Wraz z koleżankami szybko stajemy się atrakcją na miarę piramid – ku naszemu zaskoczeniu z prośbą o wspólne zdjęcie podchodzą do nas zarówno dzieci, jak i nauczyciele. Po 10 minutach, nieco oszołomione zainteresowaniem, uciekamy małym fotoreporterom i opuszczamy starożytny kompleks.
Giza niczym Morskie Oko
W kontekście piramid rzuca się w oczy jeszcze jedna rzecz. Uderzające jest to, że w tym fascynującym miejscu masowa turystyka pokazuje również swe najgorsze oblicze. Wytatuowane we wzorki wielbłądy pojone coca-colą, konie pomalowane na fioletowo i różowo niczym przedziwne parodie jednorożców – wszystko, by przyciągnąć oko turysty. Na brzuchach wielbłądów widać krwawe rany od popręgów, a wychudzone konie ciągnące bryczki ześlizgują się po drodze do kas niemal hamując na zadzie. Niestety to coś, czego spora część turystów wydaje się nie dostrzegać 🙁
Z kolei włodarze tego miejsca wydają się nie dostrzegać zalegających wokół śmieci. Jeśli wybierzecie się do Egiptu, szybko dostrzeżecie, że hałdy śmieci są nieodłączną cechą krajobrazu. Ten problem to temat na zupełnie inny post, jednak mówiąc w skrócie – plastik jest tu rozdawany hojną ręką, a w większości miejsc śmieci nie są odbierane i utylizowane. Pod piramidami jest jakby trochę lepiej (w końcu to zabytek z listy UNESCO!), jednak oko turysty z Europy nadal będą razić odpadki.
Nieco dziwny jest też fakt, że lokalni strażnicy wręcz zachęcają do wejścia na piramidy, mimo wyraźnych zakazów. Prawdopodobnie korzystając z małego ruchu chcą zarobić kilka dolarów bakszyszu na robieniu zdjęć turystom. Z kolei szkolne wycieczki bez żadnego skrępowania wspinają się na szkolne bloki Piramidy Cheopsa.
Muzeum Egipskie
Spod Piramid bierzemy Ubera do Placu Tahrir, przy którym znajduje się Muzeum Egipskie. Tahrir zwany “sercem Kairu” to największy plac w stolicy (8000 m2). W jego okolicy znajdują się ambasady, ministerstwa, hotele i budynki biurowe. To też miejsce, w którym zbierają się protestujący – pod koniec rządów Mubaraka dochodziło tu do starć między zwolennikami prezydenta, a jego przeciwnikami.
Na Placu Tahrir rozdzielamy się – jedna osoba postanowiła wybrać się do Muzeum Egipskiego. Większość jednak rezygnuje z wizyty z uwagi na fakt, że kilka miesięcy wcześniej najcenniejsze eksponaty, ze słynną Maską Tutenchamona na czele, zostały przewiezione do nowego muzeum. Szukamy jakiegoś miejsca, by usiąść nad rzeką, Jednak nic z tego – Kair to nie miejsce dla spacerowiczów. Skwery są pozamykane, nad rzeką akurat trwa jakiś większy remont i wszędzie walają się śmieci. Zapach też nie zachęca. Mamy za to okazję posłuchać piątkowego wezwania na modlitwę. Poza tym na szczęście kawiarnie są czynne również w piątki!
Jak to w Egipcie bywa, 2 godziny później okazuje się, że choć większość eksponatów jest już przygotowana do przenosin, to bezcenna maska została w starej siedzibie. Trochę żal, ale na szczęście miałam już okazję odwiedzić Muzeum Egipskie 😉
Egipska sztuka sprzedaży
Tym razem metrem jedziemy do dzielnicy zwanej Babilonem. Sama przejażdżka kairskim metrem to przygoda – na stacji umawiamy się z chłopakami, gdzie należy wysiąść i pokornie idziemy do sekcji dla pań. Musicie też wiedzieć, że dla egipskiego handlarza nie ma miejsca nienadającego się do pracy. Już w śluzie na Nilu widzieliśmy sprzedawców pokrzykujących do turystów z niewielkich łódeczek i rzucających towary na pokład z niezwykłą precyzją. Z kolei w wagonie metra pani prezentowała podróżnym biżuterię na specjalnych wieszaczkach, zupełnie nie przejmując się brakiem zainteresowania.
Babilon nad Nilem – dzielnica koptyjska
To najstarsza część Kairu, której nazwa pochodzi od bramy zwanej Bab il-On, prowadzącej do świątyni boga słońca Re. To też część miasta zamieszkana przede wszystkim przez Koptów wywodzących się od rdzennych mieszkańców Egiptu. Kościół koptyjski to najstarsza wspólnota chrześcijańska na świecie – jej założycielem i pierwszym patriarchą był św. Marek Ewangelista (ten, którego ciało kilka wieków później “podwędzili” Wenecjanie).
Odwiedzamy tu Zawieszony Kościół NMP – jedną z najstarszych świątyń koptyjskich, zbudowaną w miejscu dawnej Twierdzy Babilońskiej. Bogato zdobione wnętrza i liczne relikwie robią wrażenie, jednak nastrój zadumy psują liczne grupy zwiedzających. Do zabytków Babilonu należy również prawosławna cerkiew św. Jerzego oraz kościół św. Sergiusza – najstarszy z kairskich kościołów, wzniesiony w miejscu, w którym miała przebywać Święta Rodzina podczas pobytu w Egipcie. Mi jednak najbardziej podoba się spokojny cmentarz przywodzący na myśl paryski Pere Lachaise.
Chcemy odwiedzić jeszcze zabytkową Synagogę Ben Ezry wzniesioną w miejscu, gdzie według żydowskiej tradycji córka faraona znalazła w koszyku małego Mojżesza, jednak okazuje się że świątynia jest zamknięta.
Szybko okazuje się, że i tu jesteśmy sporą atrakcją, więc skwapliwie ruszamy w dalszą trasę.
Zobacz też:
Cytadela Saladyna – Kair średniowieczny
Jadąc w kierunku Cytadeli Saladyna zerkamy przez okna samochodu w stronę słynnego Miasta Śmierci. Przez bramy w długim murze próbujemy dostrzec ślady jego mieszkańców – i rzeczywiście widać suszące się pranie i sporo ludzi. Choć statystyki podają, że na terenie dawnego cmentarza żyją ok. 2 miliony ludzi, to nasz kierowca twierdzi, że jest ich tylko trochę.
Z kolei sama Cytadela to średniowieczna twierdza zbudowana w XII wieku na Wzgórzu Mukattam przez Saladyna, dla ochrony przed krzyżowcami. Było to miejsce niemal nie do zdobycia i przez niemal 700 lat pełniło funkcję siedziby kolejnych egipskich władców. Co ciekawe, do budowy twierdzy wykorzystano m.in. bloki skalne pochodzące ze starożytnych piramid. Dziś to zabytek z listy UNESCO, chętnie odwiedzany przez turystów z całego świata.
Alabastrowy Meczet
Główną atrakcją Cytadeli Saladyna jest Meczet Muhammada Alego, zwany Alabastrowym, wzniesiony dla uczczenia Tuguna Paszy, syna wicekróla. Niektórzy mówią, że to “najbardziej turecki z egipskich meczetów” i rzeczywiście budowla była wzorowana na meczetach osmańskich. Jeśli zatem mieliście okazję odwiedzić Istambuł, skojarzenia z zabytkowymi wnętrzami Aya Sofii i Błękitnego Meczetu będą tu jak najbardziej na miejscu. Świątynia została wzniesiona w I połowie XIX wieku, jednak patrząc na jej stan, ma się wrażenie, że jest sporo starsza. Mimo wszystko wnętrze meczetu zachwyca przepychem,a dziedziniec jest naprawdę uroczy. No właśnie – na dziedzińcu wyraźnie trwają przygotowania do wesela, które ma się odbyć jeszcze tego wieczora. Rozstawiane są stoły, podjeżdża samochód wypełniony sztucznymi kwiatami, ktoś podłącza oświetlenie… Jak to w Egipcie bywa – na pierwszy rzut oka wszystko wymaga jeszcze sporo czasu i zastanawiamy się, jakim cudem się wyrobią. Jestem jednak pewna, że w jakiś magiczny sposób zdążyli!
Warto też wiedzieć, że w Alabastrowy Meczecie znajduje się grobowiec Muhammada Alego – wicekróla uznawanego przez zachód za “wschodniego tyrana”, zaś przez miejscową ludność – za twórcę egipskiej potęgi.
Miasto Śmieciarzy
Z lekkim żalem opuszczamy Cytadelę – jeszcze tyle jest tu do zobaczenia, ale kończy się nam czas. Kolejnym naszym przystankiem jest Wzgórze Mukattam i Klasztor Świętego Szymona. Nie wiem o tym miejscu zbyt wiele, poza tym, że to świątynia wykuta w jaskini.
Szybko okazuje się, że droga do koptyjskiego kościoła jest nie mniej interesująca niż samo miejsce docelowe. Po paru minutach wjeżdżamy do dzielnicy zamieszkanej przez społeczność zwaną Zabbaleen. Moja ręka unosi się do ust w iście kreskówkowym geście. Dlaczego? Jestem do reszty zaszokowana tym miejscem, znajdujemy się bowiem na terenie najprawdziwszych egipskich slumsów. Zabbaleen, czyli dosłownie “śmieciarze”, to w większości Koptowie trudniący się zbieraniem i segregacją śmieci. Cała dzielnica to właściwie ogromne wysypisko, na którym ludzie żyją jakby nigdy nic! Są tu wszelkiego rodzaju sklepy i warsztaty, fryzjerzy z krzykliwymi szyldami i pachnące piekarnie (zapach chleba z ledwością przebija się przez oszałamiający smród śmieci!). Choć w samochodzie robimy sobie żarty, że “teraz sprzedadzą nas na nerki”, a sam widok jest wstrząsający, to podobno dzielnica nie jest specjalnie niebezpieczna. Jednak oddychamy z ulgą, gdy ekipa z drugiego samochodu przesyła wiadomość, że jest już na miejscu 😉
Wzgórze Mukattam i jego mieszkańcy
Kair codziennie produkuje kilkanaście ton śmieci i wydaje się, że nie są one odbierane w żaden zinstytucjonalizowany sposób. Dziesiątki tysięcy Zabbaleen codziennie wyruszają w miasto ze swymi wózkami i przywożą do dzielnicy worki pełne śmieci. To rodzinny biznes – najczęściej to mężczyźni zbierają śmieci, zaś kobiety i dzieci zajmują się segregacją. Wielopiętrowe bloki, często pozbawione okien wypełnione są śmieciami – tymi już przebranymi i tymi czekającymi na swoją kolej. To co da się naprawić i sprzedać, zyskuje drugie życie, reszta jest recyklingowana, a odpady organiczne służą za paszę dla zwierząt.
Skąd wzięli się Zabbaleen? To w dużej części potomkowie rolników, którzy przybyli do Kairu w latach 40. w poszukiwaniu lepszego życia. Początkowo osiedlali się w okolicach Gizy, jednak w latach 70. zostali przesiedleni właśnie w okolice Wzgórza Mukattam. Tu szybko zorientowali się, że segregacja śmieci będzie lepszym interesem niż uprawa roli i hodowla świń. No właśnie – jeszcze kilkanaście lat temu w “Mieście Śmieci” można było zobaczyć również stada świń, jednak zwierzęta zostały wybite ze względu na zagrożenie epidemiologiczne.
Co ciekawe, gdyby nie Zabbaleen, Kair utonąłby w śmieciach. Śmieciarze ze Wzgórza Mukattam recyklingują ponad 80% zebranych odpadów, a w 1996 roku ich wysiłek został doceniony przez ONZ, jako przykład najbardziej efektywnego recyklingu. Podobno śmieci to też dobry interes i zbieracze nie są wcale tak ubodzy, jak mogłoby się wydawać turystom z Europy. Jednak nie da się ukryć, że żyją na wysypisku, a Wzgórze Mukattam to ogromny slums.
Kościół w Jaskini
Przez bramę wjeżdżamy na teren świątynny i krajobraz diametralnie się zmienia. Znikają wory ze śmieciami, a naszym oczom ukazuje się przyklejona do skały fasada kościoła. To Kościół św. Szymona Szewca – największa świątynia chrześcijańska na Bliskim Wschodzie, która może pomieścić aż 20 tysięcy wiernych. To stosunkowo nowe miejsce – pozwolenie na budowę wydano 1975 roku. Łatwo to zresztą dostrzec patrząc na zdobienia wykute w skale. Jest tu dużo arabskich turystów, głównie wycieczki szkolne i rodziny z dziećmi. Choć sama świątynia jaskiniowa jest akurat zamknięta, to wrażenie robi spory amfiteatr oraz… kolejka linowa. Sądząc po tym, że coś chwilę ktoś “przelatywał” tuż obok kościelnej wieży, to spora atrakcja wśród lokalnych turystów.
Podobno Wzgórze Mukattam skrywa jeszcze kilka innych kościołów, jednak robi się ciemno i nie zamierzamy ich szukać. Wycieczki szkolne powoli odjeżdżają, taksówek już nie ma, a my zaczynamy się obawiać, czy ktoś w ogóle będzie chciał po nas przyjechać. Na szczęście po ok. 20 minutach znajduje się odważny kierowca Ubera. Przemiły starszy pan z radością szlifuje swój angielski, zadając nam zagadki i odpowiadając na nasze pytania! W komfortowych warunkach (ach ta klimatyzacja!) opuszczamy Miasto Śmieci i jedziemy na legendarny bazar Khan el-Khalili!
Sztuka negocjacji
Wpadamy jeszcze do lokalnego baru na szybkie kosheri – tradycyjną potrawę złożoną z kilku rodzajów makaronu, ryżu i soczewicy z sosem pomidorowym i posypką z prażonej cebulki. Dzień kończymy na słynnym bazarze Khan el-Khalili. Warto wiedzieć, że tzw. suk (czyli targ) funkcjonował w tym miejscu już w 1382 roku. Z kolei jeden z tutejszych zaułków został uwieczniony w powieści pt. “Zaułek Midakk”, autorstwa Nagiba Mahfuza – egipskiego noblisty.
Choć dziś sporo tu tandety, to udaje nam się kupić kilka wartościowych rzeczy. Wspinamy się przy tym na wyżyny sztuki negocjacji! Dobicie targu w tym miejscu to prawdziwy spektakl pełen wzgardliwych min i pełnych wyrzutów spojrzeń, liczb wyrzucanych we wszystkich językach świata, pokrzykiwań, odchodzenia i wracania, a w końcu – zadowolenia z transakcji. Co prawda, chwilę później przychodzi refleksja, że może jednak daliśmy się orżnąć, ale za to w jakim stylu 😉
Khan el-Khalili to prawdziwy labirynt – możecie tu trafić do części przypominającej polskie bazary z lat 90., odwiedzanej głównie przez lokalną ludność szukającą taniej odzieży. Jest też część turystyczna z pamiątkami prosto z dalekiej Azji. Najpiękniejsza jest jednak stara część bazaru, gdzie można dostać wyroby lokalnych rzemieślników, dobrej jakości tkaniny i aromatyczne przyprawy. Łatwo się tu zgubić, dlatego wyszliśmy w zupełnie innym miejscu niż pierwotnie zamierzaliśmy. Jeszcze szybka “turkish coffee” i rozpoczynamy następny etap podróży… Hurghado, nadchodzimy!
Gotowi na przygodę w Kairze? Zapraszamy do kontaktu z naszym Działem Grupowym 🙂